Читать книгу: «Miazga», страница 35

Шрифт:

środa, 24 czerwca

Wczoraj wieczorem Zygmunt M. po paromiesięcznym pobycie na Zachodzie. Czytałem mu trochę fragmentów z Dziennika, i z Życiorysów. Gdy czytam takie strony – przypominam je sobie, lecz nie śmiałbym powiedzieć, że teraz, gdy dość szybko zbliżam się do końca, ogarniam całość.

Przed południem bardzo sympatyczna para Węgrów z Radia Budapesztańskiego (pani Judith Foti i pan László Rapcsányi). Nagrywanie rozmowy, czego w istocie bardzo nie lubię, ponieważ ten rodzaj wypowiedzi jest sprzeczny z moją, jako pisarza, potrzebą inwencji, we wszelkich wywiadach nie ja pytam, lecz mnie pytania zadają, a ja mogę być wówczas tylko, gdy pytam.

W związku z wieczorną rozmową z Agnieszką o matce Andrzeja S. pomysł opowiadania Dziewczyna i synowie. Drobna, krucha, ruda, z piegami, rozbrajająco dziecięca we wszystkich swoich reakcjach i pragnieniach (ale przekroczyła czterdziestkę), skłonna w równej mierze do krańcowego smutku, jak roześmianej i trzpiotowatej radości, pełna fantastycznych projektów, wciąż coś zaczynająca i szybko zniechęcona – jest matką trzech synów, z których każdy reprezentuje inny rodzaj temperamentu i konfliktów, lecz ten świat trzech dryblasów zmusza ją do ustawicznej konfrontacji siebie samej z różnymi manifestacjami brutalnej rzeczywistości.

5

Henryk Orlik, rozbudzony wczesnym telefonem sekretarki pułkownika Pasieki, zostaje powiadomiony, iż na pół do jedenastej ma się w ważnej sprawie stawić u pułkownika – Szkic rozmowy:

PASIEKA

Cześć, Orlik. Siadajcie. Nieszczególnie wyglądacie. Popijaliście wczoraj?

ORLIK

Trochę.

PASIEKA

Macie kaca?

ORLIK

Przejdzie, towarzyszu pułkowniku.

PASIEKA

Powinniście się zacząć szanować, Orlik, nie jesteście już młodzikiem. Ale to wasza sprawa. Chciałbym natomiast obgadać z wami pewne sprawy nasze, wspólne. Podobno wam się, Orlik, znudziła praca dla nas?

ORLIK

Mnie? Kto wam powiedział?

PASIEKA

Słuchajcie, Orlik, ja już nie pierwszy raz zauważyłem, że macie nieprzyjemny zwyczaj odpowiadania na pytania pytaniem. Jak was do siebie wzywam, to widać mam powód, żeby was wezwać, nie?

ORLIK

Oczywiście, towarzyszu pułkowniku.

PASIEKA

I jak mówię, że podobno chcieliście się z nami rozstać, to widocznie mam podstawy, żeby tak mówić. Chcecie mieć dla siebie więcej czasu, rozumiem, jasne. Chcecie karierę literacką robić?

ORLIK

Jaką tam karierę, towarzyszu pułkowniku? Zamówienia mam po prostu. Prasa, radio, telewizja, wyrobić się nie mogę.

PASIEKA

Nie możecie się wyrobić, powiadacie. No, cóż? W takim razie pójdziemy wam, Orlik, na rękę i się rozstaniemy.

ORLIK

Jeżeli o mnie chodzi, towarzyszu pułkowniku…

PASIEKA

Powtarzam, chcemy wam, Orlik, pójść na rękę. Dla utalentowanych ludzi pióra, zaangażowanych ideowo po słusznej stronie, mamy zawsze szacunek. Przez dłuższy czas nie wykazywaliście co prawda większej aktywności, ale skoro w ciągu ostatniego roku, jak sami powiadacie, nie możecie się wyrobić…

ORLIK

Towarzyszu pułkowniku, słowo daję, że jeśli tylko o to chodzi, to ja jestem gotów w każdej chwili zrezygnować.

PASIEKA

Właśnie wam to proponuję.

ORLIK

Przepraszam, źle mnie zrozumieliście, towarzyszu pułkowniku. Chciałem powiedzieć, że mogę w każdej chwili zrezygnować z działalności publicystycznej. To nie będzie ofiara z mojej strony, zapewniam was, zrozumcie moją sytuację, towarzyszu pułkowniku: gdybym przestał dla was pracować, wszyscy się zaraz dowiedzą, będę ośmieszony i skompromitowany, nikt się ze mną nie będzie liczyć, wy nie znacie tak dobrze, jak ja, specyfiki środowiska – – – – —

6

Ząb Konrada Kellera: okazało się po prześwietleniu, że pod korzeniem formuje się ropień. Na razie żaden zabieg nie jest możliwy. Celina Raszewska przepisuje silny antybiotyk (oxyterracyna, przez pierwszą dobę po dwie pastylki co trzy godziny, następnie taką samą dawkę co sześć godzin, żadnego w czasie kuracji alkoholu, dużo natomiast zsiadłego mleka albo kefiru). Konrad zdjęty zgrozą: na miłość boską, ileż tych proszków będzie razem? Celina Raszewska zapewnia go, że osiem gram oxyterracyny powinno zlikwidować stan ropny. Osiem gram? Razem trzydzieści dwie pastylki. Lekki obrzęk, niestety, jest możliwy. Aby temu zapobiec, trzeba robić zimne okłady oraz możliwie często przepłukiwać jamę ustną naparem z szałwii. Obolałość obecną z pewnością uśmierzy Gardan. Celina Raszewska (oczywiście wraz z mężem zaproszona zarówno na ślub, jak i na wieczorne przyjęcie w Jabłonnie) jest zbyt taktowna, aby dać swemu sławnemu pacjentowi do zrozumienia, iż jest zorientowana w jego sprawach osobistych. Lecz z drugiej strony Konrad Keller jest nazbyt wstrząśnięty złowieszczymi wymiarami zaleconej kuracji, aby w formie dyskretnej, choć nieco chaotycznej, wyrażonej przy pomocy swego słynnego szeptu nie napomknąć o komplikacjach wynikających z jego rozlicznych w dniu dzisiejszym obowiązków. Opiekuńczo i z pełnym zrozumieniem w tym względzie pocieszany, nie może się powstrzymać, aby nie wyrazić obawy, iż zażycie tak ogromnej dawki silnego antybiotyku może spowodować jeśli nie trwałe, to w każdym razie przewlekłe osłabienie pamięci. Rzeczowych wyjaśnień lekarki słucha raczej nieuważnie, czując się już w tej chwili bardziej Prometeuszem przykutym do nagiej skały aniżeli sobą samym: „O jasne, boskie niebo! Wiatry szybkoskrzydłe! – Ożywcze rzeki! Falo mórz w odwiecznym ruchu! – Ziemio, najlepsza matko! Ciebie też przyzywam. – Promienny kręgu słońca, który widzisz wszystko! – Spójrzcie, jakie męczarnie bóg cierpi od bogów”.

W drodze do Telewizji Eryk Wanert wyręcza przyjaciela i sam wstępuje do apteki, aby zakupić lekarstwa, jest także na tyle taktowny, iż na razie zatrzymuje je przy sobie, dopiero po przybyciu do studia doradza dyskretnie Konradowi, aby kurację oxyterracynową rozpoczął natychmiast. Kategoryczny sprzeciw Kellera. Teraz? Wykluczone! Kto może zaręczyć, że nie jest na oxyterracynę uczulony? A jeśli jest, niepodobna przewidzieć, w jaki sposób organizm na zadany gwałt zareaguje. Mowy nie ma, żeby na podobne ryzyko narażał i siebie, i spektakl. Apeluje natomiast do czujności Eryka, prosząc go, aby uprzedził kamerzystów, iż na wypadek, gdyby zauważyli na jego twarzy ślad obrzęku – zdejmowali go od strony zdrowej, wystarczy, że mu dadzą odpowiedni znak, ułatwi im natychmiast pracę, ustawiając odpowiednio głowę.

Okazuje się jednak, że żadne tego rodzaju zabiegi nie są konieczne. Próba generalna Prometeusza przebiega bezbłędne. Wielki sukces Konrada Kellera. Wszyscy zdają sobie sprawę, że tą kreacją osiągnął szczyty swego artyzmu. Ząb bolał go przez cały czas.

Ledwie próba się kończy (godzina jedenasta), Konrad Keller proszony jest do telefonu, w bardzo ważnej sprawie dzwoni Monika Panek. Zatem Konrad nagi i jeszcze z łańcuchami u rąk i nóg, tylko w szlafroku narzuconym na ramiona, przechodzi do kabiny reżyserskiej, aktorzy są jeszcze na planie, m.in. Halicki-Hermes oraz młodzi ludzie z Chóru, teraz rozproszeni, pokryci złoto-miedzianą patyną, z płonącymi czarami na głowach. Eryk Wanert (na krótko przed rozpoczęciem spektaklu otrzymał z Jabłonny wiadomość o śmierci stryja) zostawia Konrada samego. Młodzieńcy z Chóru zdejmują swoje czary i wygaszają płomienie. Dym wypełnia studio.

KONRAD

Jak się masz, kochanie. Bardzo ładnie, że dzwonisz. Akurat skończyliśmy, zdaje się, że wszystko poszło nieźle, nawet chyba bardzo nieźle. Miałem pewne wątpliwości i obawy, ale na planie…

MONIKA

Wybacz, Konrad, może później mi o tym opowiesz. Dzwonię, żeby ci zakomunikować, że zaszły pewne sprawy bardzo dla nas obojga nieprzyjemne. Krótko mówiąc: przed godziną dowiedziałam się, że nie będę grać w Makbecie, słyszysz? W twoimMakbecie!

KONRAD

W moim?

MONIKA

Doskonale rozumiesz, co chcę przez to powiedzieć, nie bądź przesadnie skromny. W twoimMakbecie! Uknuto przeciw mnie nikczemny spisek…

KONRAD

Kto?

MONIKA

Oczywiście Otocki, chociaż nie jestem pewna, w jakim stopniu również i Eryk maczał palce w tej brudnej intrydze.

KONRAD

A kto ma grać Lady Makbet?

MONIKA

Zdumiejesz się. Konarska!

KONRAD

Ciekawe.

MONIKA

Uważasz?

KONRAD

Bardzo zdolna dziewczyna, może być interesująca.

MONIKA

Konrad!

KONRAD

Tak, słucham cię.

MONIKA

Zdumiewasz mnie. Odnoszę wrażenie, że ciebie to wszystko w ogóle nic nie obeszło, jakby się nic nie stało. Jak ja mam to rozumieć?

KONRAD

Przede wszystkim spokój trzeba zachować, kochanie.

MONIKA

Jestem spokojna, nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo jestem spokojna. Ale mnie obrażono i ośmieszono.

KONRAD

Przesadzasz, kochanie. W teatrze…

MONIKA

Bądź łaskaw nie przerywać. Powtarzam: znieważono mnie i ośmieszono. I jeśli ten fakt zechcesz łaskawie wziąć pod uwagę, może zrozumiesz, co w tej sytuacji powinieneś uczynić.

KONRAD

Ja co mam uczynić? A cóż ja mogę uczynić? Wiesz, że się nigdy, z zasady, nie mieszam do żadnych spraw obsadowych.

MONIKA

Bardzo szanuję twoje zasady, choć moment nie wydaje mi się właściwy, abyś mi o nich przypominał. Ja nie mam zamiaru, Konrad, niepokoić twoich zasad. Nie żądam, abyś o mnie walczył. Ja z ludźmi pokroju Otockiego nie mam zamiaru walczyć. Wobec złej woli i chamstwa po prostu wycofuję się. Nie muszę należeć do zespołu Teatru Stołecznego. I mam nadzieję, że ty też nie musisz.

KONRAD

Moniko, Moniko, zastanów się! W jakiej sytuacji ty mnie stawiasz? Dlatego, że odebrano rolę mojej żonie…

MONIKA

Jeszcze nie jestem twoją żoną.

KONRAD

Wszystko jedno. Więc dlatego, że moją narzeczoną pozbawiono roli, ja się mam jak głupiec obrażać? Daruj, ale doprawdy nie widzę siebie w podobnej sytuacji.

MONIKA

Przykro mi, że nie widzisz swoich elementarnych obowiązków. Przykro mi również, że nasze odczuwania i oceny pewnych spraw są aż tak bardzo rozbieżne. Zatem nie zadzwonisz do Otockiego i nie zgłosisz swojej rezygnacji?

KONRAD

Nie możesz tego ode mnie wymagać.

MONIKA

Pozwól, że to ja będę decydować, czego od ciebie wymagać mogę, a czego nie mogę. Więc nie zadzwonisz?

KONRAD

Skończmy, Moniko, tę niepotrzebną rozmowę. Jestem jeszcze nierozcharakteryzowany, słyszysz, jak brzęczą, to łańcuchy, których nie zdążyłem zdjąć, muszę wpaść do siebie, żeby się przebrać, u ciebie być przed dwunastą, doprawdy czasu zostało bardzo mało.

MONIKA

Ach tak? Postaram się w takim razie, żebyś go miał pod dostatkiem.

KONRAD

Nie rozumiem.

MONIKA

Możesz się nie przebierać, a po mnie przyjeżdżać w ogóle nie musisz. Uważasz, że nasza rozmowa była niepotrzebna? Ja sądzę wręcz przeciwnie. Przyszła w samą porę, przynajmniej dla mnie. Może zbyt późno, ale na szczęście nie za późno doszłam do przekonania, że nie może mi odpowiadać mąż z zasadami twojego typu. Jesteś wolny, Konrad.

KONRAD

Ciekawe.

MONIKA

Owszem, bardzo ciekawe.

KONRAD

W pewnym sensie jesteś niebywała, Moniko.

MONIKA

Dziękuję ci, że to doceniasz. Zresztą pewnym antysensie ty też jesteś niebywały. Umówmy się zatem, że od dzisiaj będziemy się wzajemnie podziwiać, ale na dystans. Wszystkiego najlepszego ci życzę, mój drogi. I na razie nie śpiesz się z rozcharakteryzowaniem. Wiem, że nie lubisz się śpieszyć. Miło mi, że na pożegnanie mogłam ci wyświadczyć tak drobną przysługę.

Odłożywszy słuchawkę, Konrad stoi chwilę przy aparacie i poprzez dużą szybę reżyserskiej kabiny spogląda na studio nieco w dole, większość aktorów już się rozeszła, został tylko Łukasz Halicki zabawiający się na środku hali kaduceuszem, pracownicy techniczni rozbierają dekorację. Nagle Konrad zdaje sobie sprawę, że ząb przestał go boleć. Ciekawe – mówi półgłosem sam do siebie. Zajęcie łańcuchów nie zabiera mu wiele czasu, okazują się jednak zbyt ciężkie i niewygodne do dźwigania, zostawia je zatem na podłodze w kabinie i schodzi do studia. Tam rozgląda się, poszukując sylwetki Łukasza. Ten nieoczekiwanie wyłania się gdzieś z boku: nagi, tylko ze złotą przepaską na biodrach, w uskrzydlonych sandałach i z nieodłącznym kaduceuszem.

HALICKI

Czekałem na pana.

KELLER

To świetnie się składa, mój drogi.

HALICKI

Chciałem panu powiedzieć, że przez pana o mało co nie wysiadłem.

KELLER

Bardzo pięknie grałeś, Łukaszku.

HALICKI

Dziękuję, robiłem, co mogłem i jak mogłem. Ale kiedy pan powiedział tę kwestię: „W mojej nędzy śpi wolność, miałbym ją zamienić – na twój los niewolnika butnego tyrana?”, poczułem w gardle taki, wie pan, podły skurcz, iż myślałem przez moment, że się będę musiał rozbeczeć!

KELLER

Mam nadzieję, że nie masz do mnie żalu?

HALICKI

Chciałbym, żeby kiedyś taki sam szczeniak, jak ja teraz, mógł mi po spektaklu wyznać to samo, co ja wyznałem przed chwilą panu.

KELLER

Wzruszasz mnie, Łukaszku. Dziękuję. Ale do rzeczy! Ja ciebie też szukałem.

HALICKI

Mnie?

KELLER

Chcę cię prosić o pewną przysługę.

HALICKI

Jestem na pańskie rozkazy.

KELLER

Przysługa, o której myślę, ma charakter dość niecodzienny, powiedziałbym, świąteczny, uroczysty, lecz zarazem niepozbawiony pewnych elementów…

HALICKI

Ziemskich?

KELLER

Właśnie!

HALICKI

Aby powierzone mi zadanie jak najzgrabniej wypełnić, postaram się zachować wszystkie przymioty Hermesa.

KELLER

Trochę szkoda, że będziesz musiał zmienić kostium.

HALICKI

A może nie muszę?

KELLER

Niestety! Rola, którą chciałbym ci powierzyć do sympatycznego odegrania, posiada wprawdzie bardzo wiele cech zbliżających ją do postaci Hermesa, biorąc jednak pod uwagę, mój drogi, czas oraz położenie geograficzne…

HALICKI

Rozumiem, że mam wystąpić w ciuchach osobistych?

KELLER

Wiesz z pewnością, że o dwunastej w południe miał się odbyć mój ślub?

HALICKI

Przepraszam, użył pan prawidłowego czasu?

KELLER

Jak najbardziej. Życie bywa tak błazeńskie, iż w jednej chwili, jak przy kuglarskich sztuczkach, potrafi czas przyszły zamienić w przeszły. Wobec tak niecodziennej, jak sam musisz przyznać, dekonfiguracji i biorąc pod uwagę godzinę dość natrętnie późną, trzeba założyć, że znaczna ilość przyjaciół oraz znajomych zaproszonych…

HALICKI

Zgromadzi się o dwunastej w Urzędzie Stanu Cywilnego. Oszałamia mnie pan!

KELLER

Ja też jestem troszeczkę oszołomiony.

HALICKI

Ale, o ile się nie mylę, w wyższym sensie?

KELLER

Zachowując pewien umiar, powiedzmy: w sensie zbliżonym do wyższego. Domyślasz się, przypuszczam, o jaką przysługę chcę cię prosić?

HALICKI

Rzeczywiście szkoda, że nie będę się tam mógł zjawić w kostiumie Hermesa. Jaką deklarację mam złożyć zebranym?

KELLER

Sam się zorientujesz na miejscu, kiedy zobaczysz, jak to będzie wyglądać, dobry instynkt na pewno podszepnie ci słowa właściwe. Cóż? Nie dokonało się, nie spełniło. Trudno! Non consummatum. Przeprosisz, że przykro…

HALICKI

W czyim imieniu? Tylko pana?

KELLER

Jesteś nieoceniony, Łukaszku! To subtelne rozróżnienie nie przyszło mi do głowy.

HALICKI

Mogę coś doradzić?

KELLER

Zawsze.

HALICKI

Wydaje mi się, że oświadczenie, jakie złożę zebranym, wypadnie i zgrabniej, i dowcipniej, że odwołam się do ulubionych słów pani Moniki, jeśli będzie wyrazem intymnych uczuć obu stron zainteresowanych. Ale może się mylę?

KELLER

Przeciwnie, masz rację. Wszelka jednostronność mogłaby się w tym wypadku spotkać z komentarzami jak najbardziej fałszywymi. Natomiast gdy poprzez twoje usta będziemy zawiadamiać i przepraszać oboje, nasza zgodna jednomyślność powinna uśmierzyć cokolwiek wezbrane żywioły.

HALICKI

Wydaje mi cię, że trochę mniej niż cokolwiek, ale może.

KELLER

To jeszcze nie koniec, mój drogi.

HALICKI

Domyślam się. Jabłonna!

KELLER

Niestety! Wprawdzie większość zaproszonych gości dowie się już do tego czasu, że przyjęcia weselnego nie będzie…

HALICKI

Zawsze się jednak mogą przytrafić jednostki nienadążające za życiem. Rozumiem. Wierny i posłuszny wysłaniec wyższych sfer wbije się wieczorem w czarny garnitur, wsiądzie do swego szybkosilnikowego pojazdu i punkt ósma będzie czynić honory domu. Szefie, uwielbiam nienadążających za życiem. Tylko jedno moje nieśmiałe marzenie…

KELLER

Zależy ode mnie?

HALICKI

Mogę w zabytkowej sieni pałacu w Jabłonnie witać nienadążających za życiem z moim kaduceuszem?

KELLER

Jeśli ci rekwizytornia wypożyczy…

HALICKI

Szefie, pan mnie nie docenia, ja mam w domu swój własny kaduceusz. Kolega z ASP wystrugał mi go przed paroma miesiącami. Godzinami ćwiczyłem.

KELLER

po chwili, z akcentem szacunku

Przepraszam.

HALICKI

Drobiazg.

KELLER

A zatem?

HALICKI

Już odlatuję. Gdzie pana szukać?

KELLER

nagle uświadomiwszy sobie ogrom oczekujących go zabiegów leczniczych

W domu, oczywiście w domu.

HALICKI

Okey, szefie. Po każdej akcji w terenie będę składał meldunki.

czwartek, 25 czerwca

Od dwóch dni zbiera się na burzę, lecz nic się nie może wykluć z tego nieruchomego i lepkiego gęstowia upału. Zmęczenie.

Pracowałem dzisiaj od ósmej rano do siódmej wieczorem, przepisywane ze starych notatek i uzupełniane dialogi: Konrad Keller – Monika Panek, Konrad Keller – Łukasz Halicki. Dopiero po przeczytaniu wieczorem tekstu zorientowałem się, że w pewnym momencie przeoczyłem krótkie spotkanie Keller – Eryk Wanert, gdy Keller po rozmowie z Moniką (od wielu lat o tej rozmowie myślałem) wychodzi z kabiny reżyserskiej, poszukując Łukasza Halickiego, któremu chce powierzyć ową szczególną misję posłańca. Eryk Wanert na krótko przed próbą generalną dowiedział się o śmierci stryja. To musiało być dla niego wstrząsem. Lecz jak głębokim? Jest rzeczą oczywistą, że człowiek jego pokroju potrafił zapanować nad odczuciami osobistymi i w czasie trwania próby generalnej skupić się wyłącznie na obowiązkach reżyserskich. Lecz potem? Czy powinien wprost powiedzieć Kellerowi, że w tych okolicznościach nie może być świadkiem jego ślubu? Tak mało wiem o Eryku Wanercie, iż najprostszymi jego reakcjami nie potrafię pokierować, zawodzi mnie kreacyjna swoboda. Martwy jest u mnie ten Eryk i chyba nie dam rady, żeby go ożywić.

Teraz, gdy już tak blisko jestem końca – osaczają mnie coraz natarczywiej stany znużenia i niecierpliwości.

7

W czasie dramatycznej rozmowy telefonicznej, jaką Leopold Panek przeprowadza w swoim gabinecie z żoną, Andrzej Wajs z wydziału planowania znajduje się akurat w sekretariacie prezesa, sekretarka Panka, Joanna Tuszewska (po Wyższym Studium Języków Obcych), jest również sekretarką Komitetu Wykonawczego Bractwa Żółwiowego.

(Sprzeczne uczucia Zofii Pankowej, gdy dowiedziała się od córki o zerwaniu małżeństwa: jest trochę przepłoszona skandalicznym posmakiem tego wydarzenia, lecz równocześnie, ponieważ nie lubiła Konrada Kellera w charakterze zięcia, doznaje pewnej satysfakcji, związanie się córki z aktorem, nawet tak wybitnym i sławnym jak Keller, nie odpowiadało jej aspiracjom, od dawna pielęgnowała w sobie nadzieję, że poprzez małżeństwo Monika wejdzie w sfery arystokratyczne, wychodząc za mąż za potomka którejś z rodzin o wielkim historycznym nazwisku, stając się księżną Radziwiłłową, Czartoryską albo Lubomirską, względnie hrabiną Potocką czy Tyszkiewiczową).

Trochę senną rozmowę Andrzeja Wajsa z Joanną przerywa telefon z gabinetu prezesa. W pewnym momencie ładna, choć trochę standardowa twarzyczka Joanny ożywia się, Andrzej zauważa to natychmiast, lecz chociaż podwójna sekretarka robi w jego stronę wielkie oczy i znacząco gestykuluje wolną ręką – przewodniczący Bractwa Żółwiowego nie zdradza żadnego zaciekawienia, jest w humorze wyraźnie złym, ponieważ w dzielnicy, w której mieszka (Bielany), wyłączono dzisiaj dopływ ciepłej wody, musiał zatem zrezygnować z prysznica i poprzestać na powierzchownym umyciu lodowato zimną wodą.

Po telefonie prezesa Panka:

JOANNA

Bomba!

ANDRZEJ

Duża?

JOANNA

Wodorowa.

ANDRZEJ

Gdzie spadła?

JOANNA

Tutaj.

Andrzej Wajs ma pełne zaufanie do ocen Joanny, więc jeszcze szczególniejszego zainteresowania nie okazując, wypowiada jednak formułę, która oznacza, iż dalszą rozmowę przenosi na płaszczyznę Bractwa Żółwiowego.

ANDRZEJ

Żółwie lądowe bywają trzymane w niewoli.

JOANNA

Niektóre przeżywają w niewoli siedemdziesiąt, sto, a nawet sto pięćdziesiąt lat.

ANDRZEJ

Meldujcie, Tuszewska.

JOANNA

Ślubu nie będzie!

ANDRZEJ

Ślubu?

JOANNA

Nie będzie, odwołany.

ANDRZEJ

Poczekaj, musiałem się dzisiaj myć zimną wodą i mózg mam trochę zziębnięty. Nie chwytam.

JOANNA

Przed chwilą prezes Panek zakomunikował mi, że ślub jego córki, panny Moniki Panek z panem Konradem Kellerem został odwołany.

ANDRZEJ

wszystko sobie w tym momencie przypominając

Oo!

JOANNA

W związku z tym doniosłym wydarzeniem muszę o nim natychmiast powiadomić telefonicznie co najważniejsze osobistości, żeby się nie fatygowały niepotrzebnie. Bomba?

ANDRZEJ

w stanie nagłego olśnienia

Poczekaj, masz listę gości?

JOANNA

Oczywiście, według niej rozsyłałam zaproszenia.

ANDRZEJ

Na przyjęcie w Jabłonnie też?

JOANNA

Oczywiście.

ANDRZEJ

Zostały ci jakieś zaproszenia in blanco?

JOANNA

A jeśli tak?

ANDRZEJ

prawie rozmarzony

O rany, co za okazja! Na ruinie szczęścia małżeńskiego Bractwo zabawi się na wyższym szczeblu! Przyznaj, jestem genialny?

JOANNA

Obawiam się…

ANDRZEJ

Na razie rozdzwaniaj radosną wiadomość. Wpadnę za pół godziny, wtedy wszystko obgadamy. I pamiętaj, żółwie bardzo szybko reagują, jeśli zostały zaniepokojone, a niektóre okazują niewiarygodną ostrożność!

Wypisy z Życia zwierząt Alfreda Brehma (notatki do statutu Bractwa Żółwiowego):

Budowa żółwi jest tak osobliwa i tak gruntownie odbiega od gadziego gatunku, że nie sposób ich nie rozpoznać. Mózg żółwia jest uderzająco mały, jednak zwierzęta te nie są bynajmniej tak głupie i gnuśne, jak to się ogólnie zwykło przyjmować. Umieją gromadzić doświadczenia i uczą się wkrótce poznawać swego opiekuna.

Uporczywa wytrzymałość życiowa żółwi posuwa się tak daleko, że jeszcze całymi miesiącami po najstraszliwszych okaleczeniach spełniają wszelkie czynności wykonywane normalnie przez sztuki zupełnie zdrowe. Pozbawione głów żółwie poruszają się jeszcze przez wiele tygodni, a za dotknięciem wciągają nogi do skorupy.

Jest rzeczą ogólnie znaną, że wiele spośród żółwi może zupełnie lub prawie wciągnąć głowę i kończyny.

Od pradawnych czasów żółwie lądowe bywają trzymane w niewoli. Niektóre przeżywały w niewoli 70, 100, a nawet 150 lat.

Żółwie lądowe piją rzadko, ale dużo naraz.

Nie do uwierzenia, jak długi czas żółwie mogą żyć bez jedzenia – ba, nawet nie oddychając.

Żółwie są wysoce wrażliwe na, zdawałoby się, niegroźne wpływy zewnętrzne, tylko że cierpią, nie okazując tego, co sprawia wrażenie, że mogłyby znieść wszystko.

W niewoli żółwie większą część dnia jedzą. W tej czynności pozwalają sobie przeszkodzić tylko wówczas, kiedy się je mierzy lub waży. Wywiera to zresztą na nie tak głębokie wrażenie, że przez wiele dni potem okazują zmniejszony apetyt. Podobnie odwiedziny obcych osób w ich pomieszczeniu wyprowadzają je ze zwykłego spokoju, natomiast wizyty dozorcy nie robią na nich najmniejszego wrażenia, z czego można wnosić, że go znają. Gdy siądzie się im na grzbiecie, gładząc połączenia między tarczami grzbietowymi, można je łatwo skłonić, by podniosły się z ziemi i przewiozły swego jeźdźca. Osiągnąć to łatwo, gdy się je łaskocze w partii karkowej.

W niewoli można żółwie łatwo wyżywić gotowanym ryżem i odpadkami z kuchni.

Wydaje się, że żółwie błotne, żyjąc jedynie w okolicach wilgotnych, są specjalnie wyćwiczone w ukrywaniu się. Niby to beztrosko wygrzewają się na brzegu w promieniach słońca, skoro jednak podkraść się do nich blisko i próbować sięgnąć po nie ręką, znikają bezgłośnie.

Żółwie błotne bardzo szybko reagują, jeśli zostały zaniepokojone, a niektóre okazują niewiarygodną ostrożność. Umieją wyszukiwać sobie korzystnie położone kryjówki i czynią użytek z uprzednio nabytych doświadczeń.

Najbardziej uderzającymi cechami żółwia morskiego, jadalnego, są: towarzyskość i pokojowe usposobienie.

Szylkret tylko wtedy łatwo się odłącza od kości pancerza grzbietowego, gdy się dość mocno ogrzeje. Wobec tego nieszczęsne żółwie zawiesza się nad ogniem i przypieka tak długo, aż skutek zostanie osiągnięty.

BRACTWO ŻÓŁWIOWE

Komitet Wykonawczy: przewodniczący – Andrzej Wajs; wiceprzewodniczący – Michał Hajewicz, sekretarz jednego z wiceprezesów Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk; sekretarz – Joanna Tuszewska, sekretarka prezesa Państwowego Instytutu Prasowego; członkowie: Jacek Linowski, urzędnik w Biurze Budżetowo-Gospodarczym Generalnej Prokuratury; Leszek Klon, inżynier dźwięku zatrudniony w Polskim Radio; Konrad Henner, referent w Ministerstwie Handlu Zagranicznego.

Niektórzy członkowie: Gerard Bar z Instytutu Maszyn Matematycznych Polskiej Akademii Nauk; Bronisław Boczkowski, inżynier technolog z Fabryk Samochodów na Żeraniu; Wiesław Dworzak, dziennikarz; Agnieszka Grudzińska, lekarka pracująca w Instytucie Reumatologicznym; Maciej Grudziński, chirurg; Zbigniew Jodełka, pracownik naukowy w Instytucie Spraw Międzynarodowych; Paweł Kuczyński, pracownik naukowy Zakładów Farmaceutycznych w Tarchominie; Julia Lidke, pracownica naukowa w Instytucie Badań Literackich; Barbara Osińska, pracownica naukowa w Instytucie Biologii Doświadczalnej; Tomasz Pietruski, programista w Centrum Obliczeniowym Polskiej Akademii Nauk; Maria Paschalska, dziennikarka; Joanna Szubert, tłumaczka w Polskiej Izbie Handlu Zagranicznego; Marta Tatarak, pracownica naukowa w Instytucie Sztuki; Witold Tomczyk, referent w Departamencie Prasowym Ministerstwa Spraw Zagranicznych; Stefan Witwicki, po studiach socjologicznych, zatrudniony w jednym z dużych wydawnictw; Krzysztof Załuski, operator filmowy.

Возрастное ограничение:
0+
Дата выхода на Литрес:
01 июля 2020
Объем:
680 стр. 1 иллюстрация
Правообладатель:
Public Domain
Формат скачивания:
epub, fb2, fb3, ios.epub, mobi, pdf, txt, zip

С этой книгой читают