Читайте только на ЛитРес

Книгу нельзя скачать файлом, но можно читать в нашем приложении или онлайн на сайте.

Читать книгу: «Balady i romanse», страница 4

Шрифт:

PANI TWARDOWSKA

 
Jedzą, piją, lulki palą,
Tańce, hulanka, swawola;
Ledwie karczmy nie rozwalą,
Cha, cha, chi, chi, hejże, hola!
Twardowski siadł w końcu stoła,
Podparł się w boki jak basza;
„Hulaj dusza! hulaj!” woła,
Śmieszy, tumani, przestrasza.
Żołnierzowi, co grał zucha,
Wszystkich łaje i potrąca,
Świsnął szablą koło ucha —
Już z żołnierza masz zająca.
Na patrona z trybunału,
Co milczkiem wypróżniał rondel,
Zadzwonił kieską pomału:
Z patrona robi się kondel.
Szewcu w nos wyciął trzy szczutki,
Do łba przymknął trzy rureczki,
Cmoknął: cmok – i gdańskiej wódki
Wytoczył ze łba pół beczki.
Wtem, gdy wódkę pił z kielicha,
Kielich zaświstał, zazgrzytał;
Patrzy na dno… „Co u licha!
Pocoś tu, kumie, zawitał?”
Djablik to był w wódce na dnie,
Istny Niemiec, sztuczka kusa;
Skłonił się gościom układnie,
Zdjął kapelusz i dał susa;
Z kielicha aż na podłogę
Pada, rośnie na dwa łokcie,
Nos jak haczyk, kurzą nogę
I krogulcze ma paznogcie.
„A, Twardowski? witam, bracie!”
To mówiąc, bieży obcesem,
„Cóż-to? czyliż mię nie znacie?
Jestem Mefistofelesem!
„Wszak ze mnąś na Łysej-górze
Robił o duszę zapisy,
Cyrograf na byczej skórze
Podpisałeś ty – i biesy
„Miały słuchać twego rymu:
Ty, jak dwa lata przebiega,
Miałeś pojechać do Rzymu,
By cię tam porwać jak swego.
„Już i siedem lat uciekło,
Cyrograf nadal nie służy;
Ty, czarami dręcząc piekło,
Ani myślisz o podróży.
„Ale zemsta, choć leniwa,
Nagnała cię w nasze sieci;
Ta karczma Rzym się nazywa —
Kładę areszt na waszeci.”
Twardowski ku drzwiom się kwapił
Na takie dictum acerbum;
Djabeł za kontusz ułapił:
„A gdzie jest nobile verbum?”
Co tu począć? Kusa rada,
Przyjdzie już nałożyć głową…
Twardowski na koncept wpada
I zadaje trudność nową.
„Patrz w kontrakt, Mefistofelu,
Tam warunki takie stoją:
Po latach tylu a tylu,
Gdy przyjdziesz brać duszę moją,
„Będę miał prawo trzy razy
Zaprządz ciebie do roboty,
A ty najtwardsze rozkazy
Musisz spełnić co do joty.
„Patrz, oto jest karczmy godło:
Koń malowany na płótnie;
Ja chcę mu wskoczyć na siodło,
A koń niech z kopyta utnie.
„Skręć mi przytem biczyk z piasku,
Żebym miał czem konia chłostać,
I wymuruj gmach w tym lasku,
Bym miał gdzie na popas zostać.
„Gmach będzie z ziarnek orzecha,
Wysoki pod szczyt Krępaku,
Z bród żydowskich ma być strzecha,
Pobita nasieniem z maku.
„Patrz, oto na miarę ćwieczek
Cal gruby, długi trzy cale:
W każde z makowych ziareczek
Wbij mi takie trzy bretnale.”
Mefistofel duchem skoczy,
Konia czyści, karmi, poi,
Potem bicz z piasku utoczy
I już w gotowości stoi.
Twardowski dosiadł biegusa,
Próbuje podskoków, zwrotów
Stępa, galopuje, kłusa, —
Patrzy, aż i gmach już gotów.
„No! wygrałeś, panie biesie,
Lecz druga rzecz nie skończona;
Trzeba skąpać się w tej misie,
A to jest woda święcona.”
Djabeł kurczy się i krztusi,
Aż zimny pot na nim bije,
Lecz pan każe, sługa musi,
Skąpał się biedak po szyję.
Wyleciał potem jak z procy,
Otrząsł się, dbrum, parsknął raźnie:
„Teraz jużeś w naszej mocy,
Najgorętsząm odbył łaźnię.”
„Jeszcze jedno, będzie kwita,
Zaraz pęknie moc czartowska.
Patrzaj, oto jest kobieta,
Moja żoneczka, Twardowska.
„Ja na rok u Belzebuba
Przyjmę za ciebie mieszkanie,
Niech przez ten rok moja luba
Z tobą, jak z mężem zostanie.
„Przysiąż jej miłość, szacunek
I posłuszeństwo bez granic:
Złamiesz choć jeden warunek,
Już cała ugoda za nic.”
Djabeł do niego pół ucha,
Pół oka zwrócił do samki;
Niby patrzy, niby słucha,
Tymczasem już blizko klamki.
Gdy mu Twardowski dokucza,
Od drzwi, od okien odpycha —
Czmychnąwszy dziurką od klucza,
Dotąd jak czmycha tak czmycha.
 

TUKAJ. ALBO PRÓBY PRZYJAŹNI

I

(We czterech częściach)
 
„Ja umieram. – Ja nie płaczę,
I wy chciejcie ulżyć sobie;
Prędzej – później legniem w grobie,
Nie wrócą na świat rozpacze.
Bytem panem mnogich włości,
Sławny potęgą i zbiorem;
Zamki me stały otworem
Dla przyjaciół i dla gości.
O potęgo! o człowieku!
Wielkie zamki, wielkie imię!
Wielkie nic! Wielkość, czczy dymie!
Ja umieram w kwiecie wieku:
Gdy za mądrości widziadłem
Goniąc, zbiegam kraje cudze;
Gdy wzrok nad księgami trudzę,
Skarbnice nauk posiadłem.
O nauki! o człowieku!
Wielka mądrość, wielkie imię!
Wielkie nic! Rozum, czczy dymie!
Ja umieram w kwiecie wieku.
Strzegłem ustaw świętej wiary
W ducha i serca prostocie;
Hojnie nagradzałem cnocie,
Kościołom niosłem ofiary.
O pobożności! człowieku!2
Święta wiaro, święte imię!
Święte nic! Cnoto, czczy dymie!
Ja umieram w kwiecie wieku.
Twórco, jakże igrasz srodze!
Kiedy mi dasz wiek niedługi,
Cóż, że mi dasz wierne sługi?
Czemże za wierność nagrodzę?
Dasz kochankę kochankowi —
Śmierć truje ślubów słodycze.
I tylu przyjaciół liczę…
Bądźcie zdrowi, bądźcie zdrowi!”
Tak na domowników ręku
Tukaj, pośród skarg i jęku,
Pożegnawszy świat na wieki,
Gasnące zamknął powieki.
Wtem grom łamie szczyty dachu,
Zadrżały zamkowe ściany.
Jakowyś starzec nieznany
Wlatuje na środek gmachu.
Siwy włos okrył mu skronie,
Twarz marszczkami rozorana,
Broda długa za kolana,
Na kosturze wsparte dłonie.
„Tukaju!” Porwał z pościeli
I wraz za sobą iść każe.
Już wierzchnie sale minęli,
Minęli wały i straże.
Idą – ciemno, deszczyk kropi,
A srebrzysta twarz miesiąca
To grubawe mgły roztrąca,
To się znowu we mgle topi.
Idą ponad trzęskie kępy,
Mijają bagna, głębiny,
Hnilicy ciemnej ostępy,
Kołdyczewa3 nurty sine,
Gdzie puszcza zarosła wkoło,
Spodem czarna, zwierzchu płowa,
Żwirami nasute czoło
Wynosi góra Żarnowa,
Tam szli. – Starzec kląkł na grobie,
Rozwarł usta, okiem błysnął,
Podniósł wgórę ręce obie,
Trzykroć krzyknął, trzykroć świsnął.
„Tukaju, patrz, oto ścieżka!
Za ścieżką chatka na bagnie,
W chatce mędrzec Polel mieszka,
Mędrzec mędrca wspomódz pragnie.
Znana twa nauka, cnota,
Znam, że Bóg, węzły lubemi
Przywiązawszy cię do ziemi,
Długiego nie da żywota.
Ale rzucaj przestrach płonny,
Mych sposobów uznaj dzielność;
Żyj dla sług, przyjaciół, żony,
Lata, wieki, nieśmiertelność.
Ja pierwszy ziemskiemu oku
Śmiem do niej pokazać drogę;
Lecz, podług ustaw wyroku,
Dwom tylko pokazać mogę.
Wybierz drugiego człowieka,
Człowieka doznanej wiary,
Któremubyś w każdej próbie
Tak zaufał, jak sam sobie.
Transz – nieśmiertelność czeka;
Chybisz – śmierć i wieczne kary!”
– „Starcze! twe zjawienia wieszcze
Ciemna zasłona powleka.
Powiedz.” – „Powiadam ci jeszcze:
Wybierz drugiego człowieka,
Kadź się twej głowy i serca, —
Idzie o ciało i duszę!
Wierny, albo przeniewierca;
Nieśmiertelność lub katusze!…
Czy mógłbyś zwierzyć się słudze?…”
Tukaj nic nie odpowiada,
Bo któż zgadnie myśli cudze?
Bo zbyt częsta w sługach zdrada.
– „Może kochance lub żonie?”
– „Tak” – wtem uciął, patrzy smutnie;
– „Tak” – rzecze i znowu utnie.
Myśli, sam się z sobą biedzi.
– „Tak jest, kochance… tak, żonie!”
I wierzy, i strach nań pada,
I wątpi, i wstydem płonie;
Myśli, sam się z sobą biedzi,
Umyślił, już w odpowiedzi,
Już… i nic nie odpowiada.
– „Umrzyj więc! ty śmiałeś żądać?
Daj pokój żądaniom dzikim!
Ty nie masz ufności w nikim, —
Wartoż dłużej świat oglądać?”
On myśli. – „Nikogoż z wiela?
Sługi, żony, przyjaciela!…”
On myśli. – Tu, w mgnieniu oka,
Czerni się niebios sklepienie,
Słychać grzmienie, ziemi drżenie,
Kipią bagna, lasy gorą,
Niknie w płomieniach opoka,
I doliny i jezioro.
Śród gromów, świstu i szczęku,
Czy to zły duch, czy moc boża,
Tukaj znalazł się śród łoża
Na swych domowników ręku.
Głos tylko zagrzmiał zdaleka:
„Nie masz drugiego człowieka,
Któremubyś w każdej próbie,
Tak zaufał, jak sam sobie.”
 

II

 
„Ja mam, ja mam przyjaciela!”
Konający Tukaj woła.
Wraz uchodzi bladość z czoła
Iskrą zdrowia oko strzela;
Tukaj, wydarty mogile,
Wstaje, dziwią się doktory;
Wstaje, chodzi o swej sile,
Jakby nigdy nie był chory.
A wtem, na poduszce zboku,
Ujrzy z wolej skóry karty,
Gdzie tajemnice wyroku
Przeklęte spisały czarty.
Tukaj z ciekawością chwyta,
Siada, podparł się i czyta:
„Kiedy miesiąc na młodziku,
Idź za górę do gaiku;
Znajdziesz kamień, zpod kamienia
Białego urwij korzenia.
Kiedy będziesz blizki śmierci,
Każ ciało posiec na ćwierci,
W wodzie zgotować korzonki,
Pocięte namaścić członki.
Znowu się duch z ciałem zrośnie,
W młodocianej wstaniesz wiośnie,
I możesz, skutkiem tych leków,
Umierać, wstawać wiek wieków.”
Dalej tam były przestrogi:
Jak siekać głowę, jak nogi,
W jakiej wodzie smażyć trunek,
Po jakiej brać zioła szczypcie;
Ale na końcu, w post-skrypcie,
Taki dodano warunek:
„Jeśli użyty ktoś drugi
Do namaszczalnej posługi,
Zwiedzion przez nasze fortele,
Innemu pokaże ziele,
Lub w oznaczonej godzinie
Twego ciała nie namaści —
Wtenczas skutek zioła zginie,
Wtenczas piekło czeka waści.
Jeśli na to się ośmielisz,
Dla znaku, że zaszła zgoda,
Nasz poseł Mefistofeles
Do wymiany traktat poda.
Ostrzegliśmy o fortelach,
Strzeż się; potem próżny kweres.
Dan w Erebie, w szabas rano.
Własną ręką podpisano:
Tak ma stać się. Lucyferes,
A za zgodność: Hadramelach.”
Tukaj trochę się zagniewał
Warunku się nie spodziewał;
Brodę na ręku podpiera,
Potarł czoło, skrzywił nosa,
Na kontrakt spojrzał zukosa;
Tabaczki dwa razy zażył,
To na ziemię spuszcza oczy,
To po stolowaniu toczy.
Wziął pergamin, w ręku zważył,
Znowu nań zezem poziera,
Znowu czytał i odczytał,
Znowu zważył, znowu zmierzył,
Kułakiem o stół uderzył,
Westchnął, mruczał, zębem zgrzytał,
Ręce nad czoło zakłada…
Skoczył raptem i w zapędzie
Machnął ręką: „Niech tak będzie!”
Znowu umilkł, znowu siada,
Znowu myśli, znowu wstaje,
Znowu chodzi, znowu siada.
Niech go za to nikt nie łaje,
Bo z djabłami rzecz nielada.
Myśli: albo wieczne życie
Albo wiecznie djabłu dusza.
Nic nie mówi, myśli skrycie,
Tylko trochę wargą rusza.
Nadszedł już czas odpowiedzi.
Tukaj oddala się z tłumu
I do pracowni rozumu
Zamknąwszy się, jeden siedzi.
I tam swój traktat raz jeszcze,
Nim stempel przyjęcia zyska,
W surowej uwagi kleszcze
Bierze i porządnie ściska.
Tam myśl rozmaita ścieka
W jedne podobieństwa tygle;
Tam jedną myśl niedościgle
Różnicy nożykiem sieka;
Sieka, topi nakształt wosku,
Aż wycisnął ekstrakt wniosku.
Obejrzawszy wniosek ściśle,
Tak rzekł, po długim namyśle:
„Jakieżkolwiek te fortele,
O których słyszałem zgóry,
Czy ich niewiele, czy wiele,
Trojakiej będą natury.
Chcąc kogo przywieść do zdrady,
Trzeba siły, albo rady:
Albo podarunkiem skusić,
Albo strwożyć, albo zmusić.
Toż samo, krótszemi słowy,
Będzie sylogizm takowy:
Trojaka do zguby droga,
Ciekawość, łakomstwo, trwoga.
Więc kto w tym trojakim względzie
Twardej nie ulegnie próbie,
Takiemu już można będzie
Ufać, jak samemu sobie.”
Tukaj, kontent z wynalazku,
Szuka atramentu, piasku,
Idzie kreślić pismo grzechu,
Ale idzie bez pośpiechu.
Już ciemno pisać niewcześnie,
W atramencie jakieś pleśnie,
Dwie świece musiał zapalać
I dwa kałamarze nalać.
Coś mu zabolało w łokciu;
Wziął pióro, na piórze włosek
I bardzo spisany nosek;
Otrząsł, przyciął na paznogciu.
Po długim względzie, rozględzie,
Wreszcie pisze: niech tak będzie!
Chciał dołożyć i nazwisko,
Lecz, nim pierwsze T napisał,
Myślał pół godziny blizko.
Głową i piórem kołysał
I nic więcej nie napisał,
Tylko do pierwszej litery
Dodał małe kropki.... cztery.
Gdy już napisane widzi,
Jeszcze patrzy, jeszcze bada;
Niechaj z tego nikt nie szydzi,
Bo z djabłami rzecz nielada.
Lecz jakże się musiał zdumieć,
Gdy głoska b w słowie będzie
Zaczęła brzęczeć i szumieć,
I wzdymać wszystkie krawędzie.
Kręci się, beczy, podrasta,
Jak na drożdżach kawał ciasta;
Dolna litery połowa
Wykurcza się w brzuch i żebra,
U zwierzchniej wypukła głowa,
Nakształt ogromnego cebra;
Szyjka jak u osy wązka,
Nosek orła, bródka kozła,
A z jednej go strony końska,
Z drugiej kurza łapka wiozła;
Pogląda okiem wołowem,
Skrzydła nakształt młyńskich wioseł:
Był to djabeł, jednem słowem,
Był to Mefistofel poseł.
Jeszcze Tukaj nie mógł wiedzieć,
Czy żegnać, czy prosić siedzieć,
Kiedy przyskoczył zuchwalec,
Porwał za maleńki palec,
Zasadził nożyk pod skórką
I umoczył we krwi piórko,
Piórko wścibił, ścisnął w ręku,
Ręką wodzi pomaleńku, —
Gdy już U, K, A, J minął,
Zrobiło się całkiem Tukaj.
Djabeł świsnął, czmychnął, zginął,
Terazże z nim ładu szukaj!4
 
2.Za te bluźnierstwa znajdzie czytelnik ukaranie w następnych baladach (P. poety).
3.Nazwisko jeziora (P. p.).
4.W pierwszem wydaniu, z r. 1882, znajduje się dopisek: „Dalsze balady o Tukaju w następnych tomikach.” Ale Mickiewicz nigdy dalszego ciągu nie napisał. Tukaja dokończył A. E. Odyniec.
Возрастное ограничение:
12+
Дата выхода на Литрес:
30 августа 2016
Объем:
50 стр. 1 иллюстрация
Правообладатель:
Public Domain

С этой книгой читают