Читайте только на ЛитРес

Книгу нельзя скачать файлом, но можно читать в нашем приложении или онлайн на сайте.

Читать книгу: «Balady i romanse», страница 2

Шрифт:

ŚWITEZIANKA

 
Jakiż to chłopiec piękny i młody,
Jaka to obok dziewica,
Brzegami sinej Świtezi wody,
Idą przy świetle księżyca?
Ona mu z kosza daje maliny,
A on jej kwiatki do wianka;
Pewnie kochankiem jest tej dziewczyny,
Pewnie to jego kochanka.
Każdą noc prawie, o jednej porze,
Pod tym się widzą modrzewiem.
Młody jest strzelcem w tutejszym borze, —
Kto jest dziewczyna? ja nie wiem.
Zkąd przyszła? darmo śledzić kto pragnie;
Gdzie uszła? nikt jej nie zbada:
Jak mokry jaskier wschodzi na bagnie,
Jak ognik nocny przepada.
„Powiedz mi, piękna, luba dziewczyno,
Na co nam te tajemnice?
Jaką przybiegłaś do mnie drożyną?
Gdzie dom twój, gdzie są rodzice?
„Minęło lato, zżółkniały liście
I dżdżysta nadchodzi pora;
Zawsze mam czekać twojego przyjścia
Na dzikich brzegach jeziora?
„Zawszeż po kniejach, jak sarna płocha,
Jak upiór błądzisz w noc ciemną?
Zostań się lepiej z tym, kto cię kocha —
Zostań się, o luba, ze mną!
„Chateczka moja ztąd niedaleka,
Pośrodku gęstej leszczyny;
Jest tam dostatkiem owoców, mleka,
Jest tam dostatkiem zwierzyny.”
„Stój, stój – odpowie – hardy młokosie,
Pomnę, co ojciec rzekł stary:
Słowicze dźwięki w mężczyzny głosie,
A w sercu – lisie zamiary.
„Więcej się waszej obłudy boję,
Niż w zmienne ufam zapały;
Możebym prośby przyjęła twoje,
Ale czy będziesz mi stały?”
Chłopiec przyklęknął, chwycił w dłoń piasku,
Piekielne wzywał potęgi,
Klął się przy świętym księżyca blasku —
Lecz czy dochowa przysięgi?
„Dochowaj, strzelcze, to moja rada,
Bo kto przysięgę naruszy,
Ach biada jemu, za życia biada!
I biada jego złej duszy!”
To mówiąc, dziewka więcej nie czeka,
Wieniec włożyła na skronie
I, pożegnawszy strzelca zdaleka,
Na zwykłe uchodzi błonie.
Próżno się za nią strzelec pomyka,
Kaczym wybiegom nie sprostał;
Znikła, jak lekki powiew wietrzyka,
A on sam jeden pozostał!
Sam został, dziką powraca drogą,
Ziemia uchyla się grzązka, —
Cisza wokoło tylko pod nogą
Zwiędła szeleszcze gałązka.
Idzie nad wodą, błędny krok niesie,
Błędnemi strzela oczyma;
Wtem wiatr zaszumiał po gęstym lesie —
Woda się burzy i wzdyma;
Burzy się, wzdyma, pękają tonie,
O niesłychane zjawiska!
Ponad srebrzyste Świtezi błonie
Dziewicza piękność wytryska.
Jej twarz, jak róży bladej zawoje,
Skropione jutrzenki łezką;
Jako mgła lekka, tak lekkie stroje
Obwiały postać niebieską.
„Chłopcze mój piękny, chłopcze mój młody!
Zanuci czule dziewica,
Poco wokoło Świtezi wody
Błądzisz przy świetle księżyca?
„Poco żałujesz dzikiej wietrznicy,
Która cię zwabia w te knieje,
Zawraca głowę, rzuca w tęsknicy
I może jeszcze się śmieje?
„Daj się namówić czułym wyrazem:
Porzuć wzdychania i żale!
Do mnie tu, do mnie! tu będziem razem
Po wodnym pląsać krysztale —
„Czy zechcesz niby jaskółka chybka
Oblicze tylko wód muskać,
Czy zdrów jak rybka, wesół jak rybka,
Cały dzień ze mną się pluskać,
„A na noc w łożu srebrnej topieli,
Pod namiotami zwierciadeł,
Na miękkiej wodnych lilijek bieli,
Śród boskich usnąć widziadeł.”
Wtem z zasłon błysną piersi łabędzie;
Strzelec w ziemię patrzy skromnie;
Dziewica w lekkim zbliża się pędzie
I „Do mnie! – woła – pójdź do mnie!”
I na wiatr lotne rzuciwszy stopy,
Jak tęcza śmiga w krąg wielki,
To znowu siekąc wodne zatopy,
Srebrnemi błyska kropelki.
Podbiega strzelec i staje w biegu,
I chciałby skoczyć, i nie chce;
Wtem modra fala, prysnąwszy z brzegu,
Zlekka mu stopy załechce —
I tak go łechce i tak go znęca,
Tak się w nim serce rozpływa,
Jak gdy tajemnie rękę młodzieńca
Ściśnie kochanka wstydliwa.
Zapomniał strzelec o swej dziewczynie,
Przysięgą pogardził świętą,
Na zgubę oślep bieży w głębinie,
Nową zwabiony ponętą.
Bieży i patrzy, patrzy i bieży,
Niesie go wodne przestworze;
Już zdala suchych odbiegł wybrzeży,
Na średniem igra jeziorze,
I już dłoń śnieżną w swej ciśnie dłoni,
W pięknych licach topi oczy.
Ustami usta różane goni
I skoczne okręgi toczy.
Wtem wietrzyk świsnął, obłoczek pryska,
Co ją w łudzącym krył blasku,
Poznaje strzelec dziewczynę zblizka —
Ach, to dziewczyna z pod lasku!
„A gdzie przysięga? gdzie moja rada?
Wszak kto przysięgę naruszy,
Ach biada jemu, za życia biada!
I biada jego złej duszy!
„Nie tobie igrać przez srebrne tonie,
Lub nurkiem pluskać w głąb jasną:
Surowa ziemia ciało pochłonie,
Oczy twe żwirem zagasną,
„A dusza przy tem świadomem drzewie
Niech lat doczeka tysiąca,
Wiecznie piekielne cierpiąc zarzewie,
Nie ma czem zgasić gorąca.”
Słyszy to strzelec, błędny krok niesie,
Błędnemi rzuca oczyma;
A wicher szumi po gęstym lesie,
Woda się burzy i wzdyma, —
Burzy się, wzdyma i wre aż do dna,
Kręconym nurtem pochwycą;
Roztwiera paszczę otchłań podwodna —
Ginie z młodzieńcem dziewica.
Woda się dotąd burzy i pieni;
Dotąd przy świetle księżyca
Snuje się para znikomych cieni;
Jestto z młodzieńcem dziewica.
Ona po srebrnem pląsa jeziorze.
On pod tym jęczy modrzewiem.
Kto jest młodzieniec? Strzelcem był w borze.
A kto dziewczyna? Ja nie wiem.
 

Płużyny, 12 sierpnia 1821 r.

RYBKA

(Ze śpiewu gminnego)
 
Od dworu, z pod lasu, z wioski
Smutna wybiega dziewica;
Rozpuściła na wiatr włoski
I łzami skropiła lica.
Przybiega na koniec łączki,
Gdzie w jezioro wpada rzeka,
Załamuje białe rączki
I tak żałośnie narzeka:
„O wy! co mieszkacie w wodzie,
Siostry moje, Świtezianki,
Słuchajcie w ciężkiej przygodzie
Głosu zdradzonej kochanki.
„Kochałam pana tak szczerze!
On mię przysięgał zaślubić;
Dziś księżnę za żonę bierze,
Krysię ubogą chce zgubić.
Niechże sobie żyją młodzi,
Niech się z nią obłudnik pieści, —
Niech tylko tu nie przychodzi,
Urągać się z mych boleści!
„Dla opuszczonej kochanki
Cóż pozostało na świecie?
Przyjmijcie mię, Świtezianki;
Lecz moje dziecię – ach, dziecię!”
To mówiąc, rzewnie zapłacze,
Rączkami oczy zasłoni,
I z brzegu do wody skacze,
I w bystrej nurza się toni.
Wtem z lasu, gdzie się dwór bieli,
Tysiączne świecą kagańce;
Zjeżdżają goście weseli,
Muzyka, hałas i tańce.
Lecz mimo tego hałasu,
Płacz dziecięcia słychać w lesie;
Wierny sługa wyszedł z lasu
I dziecię na ręku niesie, —
Ku wodzie obraca kroki;
Gdzie łoza, gęsto spleciona,
Wzdłuż wykręconej zatoki
Okryła rzeki ramiona —
Tam staje w ciemnym zakątku,
Płacze i woła: „Niestety!
Ach któż da piersi dzieciątku?
Ach! gdzie ty, Krysiu, ach, gdzie ty?”
„Tu jestem, w rzece u spodu,
Cichy mu głos odpowiada,
Tutaj drżę cała od chłodu,
A żwir mi oczki wyjada.
„Przez żwir, przez ostre kamuszki
Fale mnie gwałtowne niosą;
Pokarm mój: koralki, muszki,
A zapijam zimną rosą.”
Lecz sługa, jak na początku,
Tak wszystko woła: „Niestety!
Ach, któż da piersi dzieciątku?
Ach! gdzie ty, Krysiu, ach, gdzie ty?”
Wtem się coś zlekka potrąci
Śród kryształowej przezroczy,
Woda się zlekka zamąci —
Rybka nad wodę podskoczy,
I jak skałka płaskim bokiem,
Gdy z lekkich rąk chłopca pierzchnie,
Tak nasza rybka podskokiem
Mokre całuje powierzchnie.
Złotemi plamki nadobna,
Kraśne ma po bokach piórka,
Główka jak naparstek drobna,
Oczko drobne jak paciorka.
Wtem rybią łuskę odwinie,
Spojrzy dziewicy oczyma;
Z głowy jasny włos wypłynie,
Szyjka cieniuchna się wzdyma;
Na licach różana krasa,
Piersi jak jabłuszka mleczne;
Rybią ma płetwę do pasa, —
Płynie pod chrósty nadrzeczne,
I dziecię bierze do ręki,
U łona białego tuli,
„Luli, woła, mój maleńki!
Luli, mój maleńki, luli.”
Gdy dziecię płakać przestało,
Zawiesza kosz na gałęzi,
I znowu ściska swe ciało
I główkę nadobną zwęzi.
Znowu ją łuski powleką,
Od boków wyskoczą skrzelki —
Plusła, i tylko nad rzeką
Kipiące pękły bąbelki.
Tak co wieczora, co ranka,
Gdy sługa stanie w zakątku,
Wraz wypływa Świtezianka,
Żeby dać piersi dzieciątku.
Zacóż jednego wieczora
Nikt nie przychodzi na smugi?
Już zwykła przemija pora:
Nie widać z dziecięciem sługi.
Nie może on przyjść tą stroną,
Musi zaczekać troszeczkę,
Bo właśnie teraz pan z żoną
Poszli przechadzką nad rzeczkę.
Wrócił się, czekał zdaleka,
Za gęstym usiadłszy krzakiem;
Lecz próżno czeka i czeka,
Nikt nie powracał tym szlakiem.
Wstaje i dłoń w trąbkę owinął,
I patrzył przez palców szparę,
Ale i dzień, już przeminął
I mroki padają szare.
Czekał długo po zachodzie,
A gdy noc gwiazdy zapala,
Zbliża się zlekka ku wodzie
I śledzi oczyma zdała.
Przebóg! cudy, czy moc piekła?
Uderza go widok nowy:
Gdzie pierwej rzeczułka ciekła,
Tam suchy piasek i rowy.
Na brzegach porozrzucana
Wala się odzież bez ładu, —
Ani pani, ani pana
Nie widać nigdzie ni śladu —
Tylko z zatoki połową
Sterczał wielki głazu kawał,
I dziwną kształtu budową
Dwa ludzkie ciała udawał.
Zdumiewa się wierny sługa,
Rozpierzchłych myśli nie złowił;
Przeszła godzina, i druga,
Nim wreszcie słówko przemówił.
„Krysiu, o Krysiu!” zawoła, —
Echo mu „Krysiu” odpowie;
Lecz próżno patrzy dokoła —
Nikt nie pokazał się w rowie.
Patrzy na rów i na głazy,
Otrze pot na licu zbladłem
I kiwnie głową trzy razy,
Jakby chciał mówić: już zgadłem.
Dzieciątko na ręce bierze,
Śmieje się dzikim uśmiechem,
I odmawiając pacierze,
Wraca do domu z pośpiechem.
 

POWRÓT TATY

 
„Pójdźcie, o dziatki, pójdźcie, wszystkie razem
Za miasto, pod słup, na wzgórek;
Tam przed cudownym klęknijcie obrazem,
Pobożnie zmówcie paciórek.
„Tato nie wraca; ranki i wieczory
We łzach go czekam i trwodze:
Rozlały rzeki, pełne zwierza bory
I pełno zbójców na drodze.”
Słysząc to dziatki, biegną wszystkie razem
Za miasto, pod słup, na wzgórek;
Tam przed cudownym klękają obrazem
I zaczynają paciórek.
Całują ziemię, potem: w imię Ojca,
Syna i Ducha świętego,
Bądź pochwalona przenajświętsza Trójca,
Teraz i czasu wszelkiego.
Potem: Ojcze nasz, i Zdrowaś, i Wierzę,
Dziesięcioro i koronki,
A kiedy całe zmówili pacierze,
Wyjmą książeczkę z kieszonki,
I litaniją do Najświętszej Matki
Starszy brat śpiewa, a z bratem:
„Najświętsza Matko, przyśpiewują dziatki,
Zmiłuj się, zmiłuj nad tatem!”
Wtem słychać turkot. Wozy jadą drogą
I wóz znajomy na przedzie;
Skoczyły dzieci i krzyczą, jak mogą:
„Tato, ach, tato nasz jedzie!”
Obaczył kupiec, łzy radośne leje,
Z wozu na ziemię wylata:
„Ha, jak się macie, co się u was dzieje?
Czyście tęskniły do tata?
„Mama czy zdrowa? ciotunia? domowi?
A ot – rodzynki w koszyku.”
Ten sobie mówi, a ten sobie mówi —
Pełno radości i krzyku.
„Ruszajcie! – kupiec na sługi zawoła,
Ja z dziećmi pójdę ku miastu.”
Idzie… aż zbójcy obskoczą dokoła,
A zbójców było dwunastu.
Brody ich długie, kręcone wąsiska,
Wzrok dziki; suknia plugawa,
Noże za pasem, miecz u boku błyska,
W ręku ogromna buława.
Krzyknęły dziatki, do ojca przypadły,
Tulą się pod płaszcz na łonie;
Truchleją sługi, struchlał pan wybladły,
Drżące ku zbójcom wzniósł dłonie:
„Ach! bierzcie wozy, ach, bierzcie dostatek,
Tylko puszczajcie nas zdrowo;
Nie róbcie małych sierotami dziatek
I młodej małżonki wdową!”
Nie słucha zgraja. Ten już wóz wyprzęga.
Zabiera konie; a drugi
„Pieniędzy!” krzyczy i buławą sięga;
Ów z mieczem wpada na sługi.
Wtem: „Stójcie, stójcie!” krzyknie starszy zbójca
I spędza bandę precz z drogi,
A wypuściwszy i dzieci i ojca,
„Idźcie, rzekł, dalej bez trwogi,”
Kupiec dziękuje, a zbójca odpowie:
„Nie dziękuj; wyznam ci szczerze —
Pierwszybym pałkę strzaskał na twej głowie,
Gdyby nie dziatek pacierze.
„Dziatki sprawiły, że uchodzisz cało,
Darzą cię życiem i zdrowiem;
Im więc podziękuj za to, co się stało,
A jak się stało – opowiem.
„Zdawna już słysząc o przejeździe kupca,
I ja, i moje kamraty,
Tutaj za miastem, przy wzgórku u słupca,
Zasiadaliśmy na czaty.
„Dzisiaj nadchodzę, patrzę między chrósty:
Modlą się dziatki do Boga;
Słucham: zpoczątku porwał mig śmiech pusty,
A potem litość i trwoga.
„Słucham: ojczyste przyszły na myśl strony,
Buława upadła z ręki;
Ach! ja mam żonę, i u mojej żony
Jest synek taki maleńki.
„Kupcze! jedź w miasto; ja do lasu muszę.
Wy, dziatki, na ten pagórek
Biegajcie sobie… i za moją duszę
Zmówcie też czasem paciórek.”
 
Возрастное ограничение:
12+
Дата выхода на Литрес:
30 августа 2016
Объем:
50 стр. 1 иллюстрация
Правообладатель:
Public Domain

С этой книгой читают