Читайте только на ЛитРес

Книгу нельзя скачать файлом, но можно читать в нашем приложении или онлайн на сайте.

Читать книгу: «Moja Beatrice», страница 4

Шрифт:

Błękit duszy

1 Stycznia 1841 roku.


 
Myślałem nieraz-przez znak dotykalny
Wyrazić Tobie ten świat idealny,
Cudowny, skryty, własny twego ducha,
Zkąd życia twoje co chwila wybucha-
W którym twa dusza łamiąc się na dwoje,
Jakiemś podziemnem i wewnętrznem okiem
Patrzy przed sobą w własne myśli swoje,
Wiecznym z jej głębi rwące się potokiem!
A choć się w przepaść sama rozstępuje,
Zawsze się jedną, zawsze całą czuje.
Tak Eter niebios choć tylko promieniem
Gwiazd swoich widny-gwiazdy owe rodzi
Przedziela, łączy i wszystkie obwodzi
Rozbłękitniony wieczności pierścieniem!
Każda w nim żyje, kołuje, umiera-
One są jego myślami na niebie-
On ich rodzicem, a jednak sam siebie
W ich barwy stroi, w ich ognie ubiera-
Dopiero niemi roziskrzony cały
Zowie się niebem i drży w blaskach chwały!
Jak Eter w świecie, tak jest w twojej duszy
Błękit odwieczny, niebieski, kryjomy;
Co wtedy tylko staje się widomy,
Gdy się na poprzek rozedrze i wzruszy-
Gdy się w wir myśli rozbije, rozłamie,
I w myślach własnych, jakby w gwiazd szeregu
Ujrzy odwieczne światła swego znamie,
Sam siebie porwie do życia i biegu!
Lecz twój ten błękit, co wszystko kojarzy,
Co raz jest źródłem-to znowu łańcuchem,
Co razem z Tobą i nad Tobą marzy,
Wieszli ten błękit jak się zowie? Duchem!
Duch Twój na wieki Boskiego odnoga
Dzieli się w Trójce, jak wielki Duch Boga
Nawzajem patrzy, i sam jest patrzony
I w każdej chwili życia ma trzy strony,
Z których się jedna na myśli rozkraja,
A druga patrzy-Trzecia wszystko spaja!
Lecz ciebie godząc połączeń miłością
I myśli Twoje odnosząc do Ciebie
Czyż duch ten trzeci nie jest Twą całością?
Gwiazd i błękitu zlaniem się na niebie!
 

……………………………………….

Zdarte maski

 
Imdalej idę, tem się okolica
Młodości mojej bardziej rozsmętniwa!
Z jej pogrzebnego wyczytam już lica
Jaki się koniec w losach mych ukrywa!
A zewsząd tłoczy się stek ludzi, zdarzeń,
Co rwie mnie silnie w dalszą przestrzeń bytu!
Lecz we mnie samym wymiera świat marzeń!
Schną łzy miłości, gasną skry zachwytu.
Bo gdzie tknę ręką, płazy napotykam
Ruchawe, chłodne-moich bliźnich dłonie,
Gdzie wzrokiem sięgnę, głąb dusz ich przenikam
A tam fałsz czyha, lub żar złości płonie!
Wszyscy szlachetni! tak brzydzą się złotem!
Tacy gotowi poledz w świętej walce-
A każden miota na drugiego błotem
I każden równy wiotką duszą-lalce!
Myślą, że maskę wdziawszy karnawału,
Miedziane czoło cofną mi z przed oka-
O! jest szał święty, co pada z wysoka-
Lecz wyście tylko arlekiny szału!
Nos bohatyrski z papieru lepiony,
Głos grzmiący męztwem, dopóki w przyłbicy,
Płaszcz wzorem togi przez pierś przerzucony
Oczy jarzące z dwóch dziur jak knot świécy!
Lub bladość smętna pędzlem bielmowana,
Niewieścia słodycz na lepkim kartonie-
Myśl jakaś wzniosła-szkoda, że udana
O cierniach ziemi i o wczesnym zgonie!
Skrzydła anielskie z dwóch złotych arkuszy,
Do ramion spięte szpilkami-wiszące-
Wszystko co pany i panie, mnie wzruszy
Tyle, co mucha brzęcząca na łące!
O znam się na was! wiem komu siedzi
Pod lewą piersią, gdy o czuciu gada!
Lub nad ojczyzną umarłą łzy cedzi,
I z swych przedemną spisków się spowiada!
Gdyby w tej chwili, w tym samym pokoju,
Gdzie tak rozprawiasz drzwi się otworzyły,
I wszedł duch: „powstań wołając: do boju!”
Padłbyś na krzesło blady i bez siły!
Lub też znienacka, gdyby straż więzienia
Przyszła cię pojmać i okuć w kajdany,
Tybyś przysięgał na Chrystusa rany
Żeś syn niewoli-dziedzic poniżenia-
I w sto tyśiączne gnąc się tłomaczenia
Sto razy wrogów nazwał twymi pany!
– I nie to jeszcze-gdyby tylko trzeba
Dla grobu tego nad którym tak płaczesz,
Zżymasz się, krzyczysz, sejmikujesz, skaczesz,
Mnie łez umarłym, tylko trochę chleba
Dać ich sierotom, by, porosłszy w siłę,
W gmach życia ojców zmienili mogiłę,
I nad nią sztandar zmartwychwstań zatknęli-
Ja ci powiadam, ty z Pergamu rodem
Żebyś ty zemknął w łóżko do pościeli,
Okrył się cały malowanym wrzodem,
Jęczał bez zmysłów, a trzos pełen srebra
Złożył tymczasem pod poduszką, w głowach
I strzegł go lepiej, niż strzegł Adam żebra,
Bobyś w malignie wciąż śpiewał o wdowach,
Dzieciach, kalekach-a sam Bóg wszechmocny
Nie mógłby spuścić na ciebie sen nocny
Tak twardy, głuchy, by ktokolwiek z świata
Z pod głów ci wyjął dla wdów tych dukata!
Choćbyś i skonał-to jeszcze twa mara
Trzosby ten z sobą uniosła do trumny,
Braciom jednego nie dawszy talara!
Widzisz-znam ciebie-tyś człowiek rozumny-
Napis ci nawet wyryją na grobie:
Cny obywatel-dobry mąż-nie sobie-
Co mógł z dóbr zebrać, poświęcał krajowi-
Choćby swój nawet ostatni grosz wdowi!
Po nim Ojczyzna i rodzina płaczą-
Niech ty przechodnie pacierz zmówić raczą!”
– Zwódź ich za życia i zwódź ich po śmierci-
Lecz mnie nie przychodź omamiać kłamstwami-
Jam twoją duszę rozebrał na ćwierci-
Nikt nas nie słyszy-jesteśmy tu sami-
Słuchaj więc mojej o tobie spowiedzi,
Gdyś mnie tak długo spowiadał się z siebie-
Możesz być cudem-dla głupiej gawiedzi-
Możesz być gwiazdą na studentów niebie-
 
Возрастное ограничение:
12+
Дата выхода на Литрес:
30 августа 2016
Объем:
17 стр. 1 иллюстрация
Правообладатель:
Public Domain

С этой книгой читают