Bo mówił Lejb:
– Pesach9 to ważne święto. W Pesach trzeba mieć nową czapkę i buty. – Bo Mojżesz10 idzie, idzie, idzie, a za nim Żydzi idą, idą, idą. A Mojżesz prowadzi ich przez pustynię. – Nie było wody. Mojżesz raz tylko uderzył mieczem, już jest studnia. A na pustyni są wilki i lwy. Wielkie psy, jak krowy. Pies – to nic: ugryzie i ucieka. A lew – no, no – to trzeba widzieć. Lew na pustyni jest głodny i dziki. Jeden ząb lwa jest taki jak wszystkie zęby psa – i ma pazury. A wielbłąd jest taki jak dom – i ma dwa garby, a kiedy rozgniewa się, zamyka te dwa garby i dusi człowieka.
Herszek powtarza cicho: „lew jest głodny na pustyni” – i już wie. Bo co to jest lew, powiedział mu Lejb. Co to jest głód, Herszek wie sam. Ale co to jest pustynia?
– Mały jesteś – mówi Lejb. – Na pustyni żyją dzikie narody. Biją, zabijają, rzucają kamienie. – Żydzi byli w niewoli. Faraon11 kazał bić. Ale Bóg dał Mojżeszowi miecz.
– Co to jest miecz?
– To duży nóż. Duży, ostry kij żelazny. – Ale ty wcale nie słuchasz, tylko ciągle pytasz się. – Bo dokąd Mojżesz prowadził Żydów? Po co chodził tak daleko? – To długa historia. – Pesach – to ważne święto, bo Żydzi przyszli do Palestyny.
Herszek chce zapytać się, co to jest niewola, ale boi się, że przeszkodzi, i Lejb powie: śpij.
– Palestyna – mówi Lejb – to trzeba widzieć. Tam cukierki i ciastka są tak jak tu grudki błota. A jabłka leżą, jak tu chłop przywozi kartofle dla bogatej Sury, cały wóz. – A w rynsztoku płynie nie brudna woda, tylko mleko. Jest miód, są figi (co to jest?), na sobotę każdy ma rybę i rosół z kluskami12. I pierzyna tam niepotrzebna, bo jest ciepło. – Jutro ci dalej opowiem.
Lejb śpi. Herszek ciągnie go za rękę, ale leciutko, żeby nie obudzić, tylko na jedno słowo – żeby się nie rozgniewał.
– Lejbełe13.
– No, czego chcesz?
– Jak to się nazywa?
– Co? Czego ci potrzeba?
– Jak Adam nazwał ten dom?
– Jaki Adam? Jaki dom?
– Ten dom, dokąd Mojżesz zaprowadził Żydów?
– To nie dom. Głupi jesteś. To jest kraj – Palestyna.
Widzi Herszek, że Lejb nie gniewa się, więc go znów ciągnie za rękaw.
– Lejbełe, Lejbełe!
– No, czego chcesz?
– Czy ja mogę wziąć kawałek chleba?
– Teraz nie; trzeba coś zostawić na jutro.
No tak. Prawda. Trzeba zostawić na rano.
Małka jest ładna. Mała Małka ma wesołe oczy. Małka daje kawałek białej bułki, za to Herszek pozwala jej patrzeć przez zielone szkło i uderzać kamykiem w kamień; bo Lejb dał dwa kamyki, a jeżeli uderzać, wylatują iskry. (Ale ona nie umie).
Herszek mówi jej o Mojżeszu i o lwach, a Małka opowiada o srebrnych lichtarzach, o zegarze i o złych duchach, które zabierają nieposłuszne dzieci.
Herszek jest Mojżeszem, wchodzi na śmietnik po tablice przykazań. Małka jest lud żydowski, stoi na dole koło śmietnika i nie chce słuchać się Boga. – Herszek bije ją mieczem, a Małka płacze i biegnie do matki; a matka przeklina i Herszek ucieka na swój trzeci schodek. Wieczorem matka Małki powie do Lejba:
– Twój Herszek jest taki sam bandyta jak ty. Dlaczego nie chodzi do chederu14? Już duży. Już czas.
Herszek siedzi na trzecim schodku, a schodów jest pięć: pierwszy na dole, a piąty na górze.
Na piątym niedobrze siedzieć, bo kiedy wynoszą kubeł, a kubeł z pomyjami zawadzi o drzwi, pomyje wylewają się i jest mokro. – Na czwartym schodku jest dziura, z tej dziury wyszedł pająk na długich nogach. Herszek boi się pająka: może to jest zły duch, o którym mówiła Małka? – Na drugim schodku jest gwóźdź, który się rusza, ale nie można go wyjąć. Herszek pluł na palec i mył go, i potem ten gwóźdź już był ładny, świecący, żelazny. Herszek bardzo chce go mieć i długo próbował wyjąć, ale pokaleczył palce i teraz nie chce nawet go widzieć. – Pierwszy schodek też mokry i brudny. – Na trzecim najlepiej uciekać w górę, do sieni i na strych, i na dół, na podwórko. – A człowiek często musi uciekać, jeżeli jest słaby i nie ma matki, która go obroni. – Tak, tak.
I na trzecim schodku są mrówki. To jest długa historia.
Siedzi Herszek na schodku, patrzy na kota, na wróble i kury. Patrzy na ogród sąsiada za płotem. – Tam jest raj. – Herszek nigdy tam nie był. Lejb był, ale potem płakał: tak mocno go bili, że nawet Lejb płakał.
Raz Herszek przez dziurę urwał dwie maliny: jedną dał Małce, drugą zjadł sam. – Tam rosną wiśnie i gruszki; ale Lejb nie przynosi teraz i nie mówi: „masz, ale nie mów nikomu”.
Siedzi Herszek i czeka na maliny, kiedy znów urosną, czeka, że ojciec wróci w sobotę, i czeka na Lejba. – Siedzi i trzyma kij, ten swój miecz – i chce iść do Palestyny, gdzie płynie nie woda, ale mleko, manna15 i miód (co to jest?), gdzie jest rosół i ryby, gdzie ciepło. – To trzeba widzieć – ho, ho!
Patrzy na jaskółki, które pod dachem wybudowały gniazdo, a teraz mają dzieci i niosą im jedzenie. I patrzy na mrówki. – Herszek nie jest głodny, tylko pieką go i swędzą odmrożone ręce i boli go, kiedy kaszle. Nikt nie bił go, ale boli. I znów chce pić.