Читать книгу: «W Letnim Słońcu», страница 2

Шрифт:

Rozdział 2

Franck umówił się na spotkanie ze Swietłaną przy metrze Abbesses. Miał jej pokazać Montmartre łącznie z Sacré-Coeur. Prognoza pogody nie była zbyt zachęcająca – z kłębiących się, ciemnych chmur na niebie w każdej chwili mógł lunąć deszcz. Pojedyncze promienie słońca z trudem przebijały się przez gęstą warstwę nimbusów. Co za niesprzyjająca pogoda na pierwszą randkę!

Franck czekał już od dobrych dziesięciu minut, a wcale nie przyjechał za wcześnie. To Swietłana spóźniała się. Próbował się już do niej dodzwonić, ale od razu włączyła się poczta głosowa.

Nagle, nie wiadomo skąd, przed wejściem do metra pojawiła się para nowożeńców, a zaraz za nią – ekipa filmowa. Grupa skutecznie zatarasowała cały placyk przy metrze. Franck myślał przez chwilę, że znalazł się na planie filmowym. Zauważył operatora przepasanego stabilizatorem kamery. Miał wrażenie, że cały dodatkowy sprzęt waży o wiele więcej od samej kamery – drobnego urządzenia cyfrowego. Ktoś inny obsługiwał przenośny zestaw oświetlenia. Asystent naprowadzał operatora, który nie odrywał wzroku od ekranu LCD. Jeszcze kto inny zajmował się ustawianiem całego towarzystwa – zapewne rodziny i przyjaciół, którzy bez przerwy rozpierzchali się w różne strony. Franck pospiesznie oddalił się, żeby nie wejść w kadr. Zakochani przyjmowali akrobatyczne pozy, blokując przy tym wejście do metra. Cały ten cyrk był niestrawny dla Francka – uznał, że właśnie do takiego wynaturzenia prowadzi nadmiar pieniędzy.

Kiedy wreszcie ludzie mogli swobodnie wyjść z metra, Franck nadal nie dostrzegł Swietłany wśród wychodzących tłumnie pasażerów. Przyglądał się jeszcze chwilę młodej parze, która w dalszym ciągu wywoływała spore zmieszanie. Gdy odwrócił wzrok, zauważył dzieci, które wydając radosne piski tłoczyły się dokoła kucyka. Tuż obok klown dawał popis żonglerski, otoczony ciasnym kółkiem turystów. Na prawo kataryniarz wystukiwał rytm, kręcąc przy tym korbą swojego instrumentu. Co za anachroniczny, a zarazem urokliwy obrazek! Nawet posępna aura nie zdołała przyćmić magicznej atmosfery Montmartre’u.

Kiedy Franck znowu spojrzał w kierunku metra, zauważył kobietę biegnącą w jego kierunku. Nie od razu rozpoznał Swietłanę. Tego dnia miała rozpuszczone włosy, które lekko się kręciły.

Swietłana doskonale opanowała technikę, dzięki której mogła łatwo ujarzmić swoje długie pukle. Najpierw brała prysznic, a potem robiła warkocze, które na koniec rozplatała jeden po drugim. Cała procedura wymagała sporego nakładu czasowego, ale fryzura utrzymywała się niemal przez całe trzy dni. Poprzedniego dnia Swietłana umyła swoje długie włosy, dlatego Franck mógł podziwiać piękne falujące pukle blond – platynowe u nasady, a świetliste na końcówkach. Na pierwszy rzut oka można było powiedzieć, że jest szatynką o jasnym zabarwieniu włosów. Wyglądało na to, że ten naturalny, specyficzny odcień włosów, których pasma sięgały nieco poniżej ramion, zrobił duże wrażenie na Francku.

To niespodziewane zachowanie rozczuliło Francka i wzbudziło nim niezwykłe uczucia. Czyżby padł ofiarą tego, co zazwyczaj nazywamy miłością od pierwszego wejrzenia? Trudno powiedzieć. W każdym razie był jak zahipnotyzowany, oniemiały i oczarowany, gdy ją ujrzał. Spontaniczne zachowanie wraz z wrodzonym wdziękiem zrobiło na nim tak piorunujące wrażenie, że stanął jak oniemiały w miejscu.

Sprawiło to niezwykle harmonijne połączenie cech charakterystycznych dla Swietłany. Zdarzało mu się już poznawać niezwykle piękne kobiety, które były przy tym albo wyniosłe, albo oschłe, bądź też zachowywały się wyzywająco, co całkowicie psuło wrażenie ogólne. Zachowanie tej dziewczyny było zupełnie inne: radosne, ciepłe, a przy tym emanowała ona wyjątkowym wdziękiem.

Na powitanie ucałowali się w policzki – oboje równie rozradowani, co skrępowani spotkaniem. Swietłana przeprosiła za spóźnienie, a Franck zapewnił, że nic się nie stało. Trudno byłoby się na nią gniewać. Sama jej obecność mogła od razu wywołać uśmiech u każdego, nawet pogrążonego w głębokiej depresji, mężczyzny. Była jak piękne zjawisko, której obecność tworzy wyjątkową atmosferę, jak magia słońca wschodzącego na niebie zalewająca świat cudną poświatą lub kantyczka nucona w podzięce za dar życia.

Franck zastanawiał się, która droga najszybciej doprowadzi ich do Sacré-Coeur. Wybrał wreszcie ulicę wprost przed nimi, ze świadomością, że czeka ich strome podejście pod górkę. Franck był już tutaj wiele razy, ale dzięki gęstej sieci uliczek nigdy nie szedł dwa razy tą samą trasą. Bardzo lubił tę dzielnicę i uważał, że doskonale się nadaje na spacer dla zakochanych, zwłaszcza gdyby słońce zechciało im towarzyszyć. Brzydka pogoda nie zniechęciła ich do wspólnego wyjścia, ponieważ oboje pragnęli bliżej się poznać. Rozmawiali trochę o wszystkim i o niczym, jak to często bywa, gdy dwie osoby spotykają się po raz pierwszy. Zadawane sobie nawzajem pytania służą pozyskaniu informacji, wysondowaniu reakcji, sprawdzeniu, w jakim kierunku rozmowa będzie podążać. Swietłana poruszyła kilka banalnych tematów – między innymi nie udawało jej się odsłuchać wiadomości, którą ktoś zostawił jej w poczcie głosowej. Krótka instrukcja dołączona do karty SIM nie była zbyt pomocna. Ponieważ korzystali z usług tego samego operatora, Swietłana podała Franckowi swoją komórkę z prośbą o pomoc. Jakież było jego zdumienie, gdy menu wyświetliło się po rosyjsku – niestety nie potrafił go obsługiwać. Swietłana miała starą Nokię, która lata świetności miała już dawno za sobą. Zaoszczędzone latem pieniądze chciała przeznaczyć na zakup smartfona, żeby być na bieżąco z nową technologią, a może raczej trendami konsumenckimi. Któż się im oprze, nie jesteśmy w końcu jaskiniowcami. Ciągła ewolucja stała się nieuchronnym elementem życia codziennego. Nikt nie ma przecież obowiązku kupowania najnowszej wersji każdego gadżetu, czasem z powodu nowego designu albo rewolucyjnej funkcji, na którą mają się złapać naiwniacy, gdyż przeważnie rewolucja polega wyłącznie na drenażu portfela. Franck wyjął swojego Samsunga – jego model był także bardzo stary. Po krótkich poszukiwaniach w menu, znalazł kombinację cyfr niezbędną, aby uzyskać dostęp do poczty głosowej.

Odsłuchując nagrane wiadomości, Swietłana wybuchła śmiechem. Swój francuski numer podała tylko trzem osobom, ponieważ nie znała w Paryżu prawie nikogo, a jej przyjaciele kontaktowali się z nią przez Internet. Pierwszą osobą, której podała swój numer była koleżanka z Ukrainy. Druga to koleżanka z Rosji, która przyjechała do Francji, by popracować w restauracji na zachodnim wybrzeżu. Swietłana bardzo nie chciałaby wykonywać podobnej pracy. Wolała już sprzedawać torebki, chociaż oczywiście nie uważała tego za swoje docelowe zajęcie. Dwie wiadomości, które tak usilnie starała się odsłuchać, zostawił nie kto inny jak… Franck. Informował ją po prostu, że jest już na miejscu spotkania i ma nadzieję, że wszystko u niej dobrze. Zapytał Swietłanę, z czego się tak śmieje. Zauważyła, że przygląda jej się z czułością. Naturalny i spontaniczny sposób bycia Swietłany bardzo mu się podobał.

Pokonali wiele uliczek pnących się stromo w górę, zanim stanęli wreszcie, wyczerpani, przed bazyliką, gdzie kłębił się spory tłum. W weekendy odbywały się tutaj akrobatyczne pokazy jazdy na deskorolce. Liczni funkcjonariusze CRS – francuskich oddziałów prewencyjnych policji – zapewniali bezpieczeństwo samą swoją obecnością. Aby dotrzeć do schodów prowadzących do budynku przeszli wąską ścieżką między dwoma rzędami barierek – jedynym dostępnym podczas tego zgromadzenia przejściem. Wymijając slalomem wahających się turystów, weszli wreszcie do środka.

Bazylika była nabita ludźmi, dlatego zmuszeni byli posuwać się noga za nogą. Takie wolne tempo pozwoliło im jednak dojść do siebie po pokonaniu wyczerpującej trasy na wzgórze.

Swietłana była niewierząca w sensie wyniesienia Chrystusa do rangi boskiej, co sprawujący władzę w jego czasach wykorzystali do jeszcze lepszego kontrolowania poddanych. Nie odrzucała jednak przepełnionych nadzieją słów i szczytnych ideałów wobec ludzkości i bliźniego, zadawała sobie ważne pytania, poszukiwała. Zastanawiała się nad wartością życia, kondycją człowieka, co jej zdaniem miało znacznie więcej sensu. Dlatego też doceniała imponujący rozmach rozciągającej się przed nią świątyni. Wkroczyli właśnie do wnętrza jednego z ostatnich arcydzieł katolickiej Francji i kontynuowali swój spacer penetrując wszystkie zakamarki bazyliki. Zeszli również do podziemi, aby zobaczyć kryptę. Na zakończenie wspięli się na sam szczyt.

Franck postanowił zafundować Swietłanie bilet wstępu. Również tego sanktuarium nie oszczędziła norma obowiązująca w większości innych zabytków: wejście na kopułę wymaga wysupłania swojej karty bankowej. Ten kapitalistyczny gest umożliwia utrzymanie budynków w dobrym stanie, ograniczenie liczby zwiedzających, a także – co za zbożny cel – stworzenie kilku miejsc pracy. Opłata za wstęp pobierana była zatem ze szczytnych pobudek, co przekonało Francka do zakupienia dwóch biletów. Miały mu one również posłużyć do realizacji własnych celów…

Zakup biletu nie wymagał konfrontacji ze sprzedawcą w okienku – klienci musieli się natomiast zmierzyć ze skomplikowanym urządzeniem najnowszej generacji. Czyli każdy może wykupić sobie tutaj wejście. Ta nowoczesność stanowiła uderzający kontrast wobec charakteru stuletniej świątyni.

Swietłana trzymała w ręce aparat fotograficzny, jednak nie posługiwała się nim, co zdziwiło Francka. Zapytał, czy chciałaby, żeby zrobił jej zdjęcie. Zgodziła się i podała mu go. Swietłana dobrze prezentowała się na ekranie. Była tak fotogeniczna, że robienie jej zdjęć było zaszczytem. Franck miał jednak świadomość, że ich nie dostanie. Każdemu fotografowi zależy bardzo na tym, żeby zachować dla siebie efekt wykonanej pracy, nawet jeżeli zdjęcia nie zostały wykonane w warunkach studyjnych, a sprzętem niskiej klasy. Podobały mu się fotografie, na których uwiecznił Swietłanę, dlatego wyjął swoją starą komórkę, której rozdzielczość pozostawiała wiele do życzenia, i raz jeszcze sfotografował swoją modelkę w różnych pozach. Pomimo kiepskiej jakości zdjęć, cieszył się, że zachowa chociaż kilka ujęć na pamiątkę tego wspólnie spędzonego dnia, gdyby nie było mu już dane ponownie ujrzeć tej młodej kobiety, która wydawała mu się coraz bardziej fascynująca.

Po wejściu na szczyt, Franck w dalszym ciągu bawił się ze Swietłaną – podziwiał ją, przyglądał się jej, prosił fotografując, aby ustawiała się w określony sposób. Migawka otwierała się raz po raz. Turyści przyglądali się im w oczekiwaniu na przejście. Franck nie zauważył nawet, że zatarasował drogę. Był zamknięty w swoim świecie, zahipnotyzowany i pochłonięty fotografowanym obiektem. Ustawiał dziewczynę, pokazywał co ma robić gestem i zachowaniem. Swietłana współpracowała z nim, jak wprawna modelka dostosowywała się do jego wskazówek. Ta dziewczyna miała na Francka magnetyczny wpływ, jakby rzuciła na niego urok i przejęła kontrolę nad jego emocjami. Ona także nie pozostała obojętna na podejmowane przez niego wysiłki— była oczarowana osobowością Francka. Stwierdziła, że jest uprzejmy, rozczulająco miły, a zwłaszcza wzbudza jej czułość i pożądanie. Uwiódł ją bez reszty. Zdawała się myśleć: „niech dalej wkłada tyle pasji w swoje starania, a zobaczymy, co z tego wyniknie”.

Kiedy Franck przyszedł do siebie, natychmiast zauważył, jakiego zamieszania narobił. Nikt nie ośmielił się przerwać jego artystycznego transu. Zwiedzający ustawili się w oczekiwaniu, jakby oglądali uliczne przedstawienie. Franck uśmiechnął się z zakłopotaniem. Gestem ręki dał do zrozumienia, że można przechodzić dalej.

Swietłana podeszła do Francka i powiedziała, że był niegrzecznym chłopcem blokując przejście tym ludziom. W przyszłości musi na niego bardziej uważać. Franck zwrócił jej aparat. Odpowiedział, że będzie miał bardzo dobre wspomnienia z tego miejsca i dodał, że oddanie mu do dyspozycji takiego materiału zdjęciowego może być niebezpieczne, zwłaszcza gdy modelka tak się przykłada do swojego zadania. Powiedział Swietłanie, że bardzo dobrze wychodzi na zdjęciach, bo widać, że dobrze się bawi przed obiektywem. Mogłaby się zainteresować pozowaniem do magazynów o modzie i brać udział w sesjach realizowanych przy pomocy profesjonalnego sprzętu, który znacznie podnosi jakość materiału. Swietłanie nigdy nie przyszło to do głowy, ale zastanowi się nad tym. „Na razie schowam aparat do plecaka” – dodała.

Po zakończeniu zwiedzania wyszli przed budynek, gdzie zaczepiło ich dwóch turystów. Spytali po angielsku, w jaki sposób można zapłacić za wejście na wyższy poziom Sacré-Coeur. Gotówką czy kartą? Franck nie zrozumiał pytania. Jak przystało na szanującego się Francuza znał tylko urzędowy język swojego kraju. Podczas gdy Swietłana przyglądała mu się swoimi wielkimi niebieskimi oczyma, uśmiechając się przy tym czule, Franck wybąkał: Sorry, I don’t speak English i zaczął się pospiesznie oddalać w przeciwnym kierunku. Swietłana bynajmniej nie ruszyła za nim, tylko sprawnie przetłumaczyła pytanie na francuski, aby Franck zrozumiał o co chodzi. Odwrócił się, zdziwiony, że Swietłana wciąż przy nich stoi. Podszedł bliżej i wytłumaczył, że kartą bankową można zapłacić w automacie, a gotówką w okienku obsługiwanym przez pracownika. Swietłana przetłumaczyła odpowiedź, czując na sobie czujne spojrzenie Francka, który stwierdził, że dziewczyna mówi po angielsku jeszcze lepiej niż po francusku, zafascynowany odkryciem, że w wieku zaledwie dwudziestu lat ta młoda dziewczyna zna trzy języki. Powiedział, że w jej towarzystwie nie zginie za granicą, skoro posługuje się ona rosyjskim, angielskim i francuskim. Odpowiedziała ze śmiechem, iż dobrze wie, że jest chodzącym ideałem. W takim razie nie ma na co czekać, tylko powinni się wybrać we wspólną podróż. Francka zaskoczyła taka reakcja. W tej wypowiedzianej żartem sugestii kryła się szczypta prawdy. Zbył tę uwagę milczeniem.

Franck nie wiedział jeszcze wtedy, że Swietłana kupiła już bilety i w najbliższych dniach wybiera się do Belgii i Holandii. Ten krótki wypad miał dla Swietłany duże znaczenie, ponieważ chciała jak najwięcej zwiedzić w Europie – uważała, iż taka okazja może się nie powtórzyć. W głębi duszy miała nadzieję, że Franck postanowi jej towarzyszyć – raczej ze względu na to, że nie chciała jechać sama, niż z innych powodów. Franck nie wyraził jednak takiego zamiaru, gdy podczas spaceru dowiedział się o jej planach. Zapewne chętnie pojechałby z nią – ten pomysł przeszedł mu nawet przez myśl – jednak nie mógł sobie na to pozwolić ze względów finansowych. Istniała także inna przeszkoda – tym razem zawodowa, a ich plany kolidowały ze sobą. Nie było sensu dalej się nad tym zastanawiać.

Franck zasugerował, aby udali się dalej w kierunku parku Buttes Chaumont, na co dziewczyna chętnie przystała. Droga zajęła im dobrą godzinę. Franck nie docenił odległości dzielącej park od bazyliki. Po drodze w dalszym ciągu dzielili się wyrywkowymi informacjami ze swojego życia. Franck opowiadał o pracy fotografika, co wzbudziło duże zainteresowanie Swietłany. Dla niej fotografia stanowiła doskonałą formę ekspresji artystycznej. Zapytała, dlaczego nie zabrał ze sobą aparatu, aby uwiecznić ich spotkanie. Droczyła się z nim…

– Nie mam własnego aparatu… Wypożyczam sprzęt, kiedy pracuję nad reportażem albo sesją zdjęciową – wyjaśnił.

To ją zdziwiło. Nie miała świadomości, że profesjonalny sprzęt tak dużo kosztuje – zwłaszcza obiektywy. Franck posługiwał się nim najwyżej przez dwa dni, dlatego najkorzystniejszym rozwiązaniem było wypożyczenie. Dzięki temu, nie musiał brać kredytu, który trudno byłoby mu spłacać ze względu na niepewną sytuację finansową. W tej chwili Franck był po prostu turystą, który robi zdjęcia komórką. Okazało się, że Swietłana jest kiepskim fotografem. Jej rodzice bardzo chcieli, żeby zrobiła jak najwięcej zdjęć, ponieważ sami nie mieli nigdy okazji do podróżowania po Europie.

Komunikacja między nimi przebiegała całkiem płynnie, a Franck zaczynał doceniać jej znajomość francuskiego. Od czasu do czasu poprawiał niewielkie popełniane przez nią błędy, z czego była bardzo zadowolona. Swietłana miała jednak większe oczekiwania wobec Francuza, z którym rozmawia w jego ojczystym języku. Pragnęła, aby Franck przerywał jej za każdym razem, gdy popełni lapsus językowy i podawał poprawną konstrukcję zdania.

Pobyt we Francji stanowił wielki szok kulturowy dla Swietłany. Ludzie byli tu zupełnie inni niż w jej kraju, odmienny wydawał jej się również ich styl życia. Wszyscy dookoła mówili po francusku, a Swietłana miała poczucie, że jej wypowiedzi są bardzo niezręczne. Koleżanki dodawały jej odwagi, gdyż same nie znały dostatecznie języka, aby prowadzić swobodną rozmowę. W przeciwieństwie do Swietłany, wystarczało im, gdy jakoś zdołały się porozumieć.

Franck uznał trudności Swietłany za normalne – przecież była we Francji pierwszy raz. Nie zdołała się jeszcze oswoić z brzmieniem języka. Swietłanę zdumiewał fakt, że Franck bezbłędnie interpretował jej wypowiedzi, podobnie jak to, że sama też rozumiała każde słowo, które padło z jego ust. W sklepie miewała trudności z rozszyfrowaniem bełkotliwych wypowiedzi niektórych klientów, rodowitych Francuzów, którzy czasem jednak zdawali się mówić w jakimś obcym narzeczu. Możliwość prowadzenia płynnej rozmowy z Franckiem bardzo ją cieszyła, a sprawna komunikacja sprzyjała wzajemnemu poznawaniu się.

Franck nie zawsze poprawiał Swietłanę, gdyż jego zdaniem popełniane przez nią błędy były bardzo nieznaczne. Poza tym był przyzwyczajony do kontaktu z cudzoziemkami i rozszyfrowywania czasem bardzo dziwacznych konstrukcji zdań. Ponieważ nie korygował wszystkich błędów Swietłany, dziewczyna denerwowała się na niego czasem, gdy sama zauważyła swoją pomyłkę. Franck uspokajał ją, że to przecież tylko drobne przeinaczenie odmiany lub szyku wyrazów; jego zdaniem – nic poważnego. Dla niej taki lapsus to koniec świata, wstydziła się tego bardzo i twierdziła, że jest beznadziejna. Interesowało ją wyłącznie perfekcyjne władanie językiem.

Pokonywali drogę do parku, która w znacznej części prowadziła przez posępne zaułki dziewiętnastej dzielnicy. Niektóre z nich śmiało zasługiwały na wyróżnienie w kategorii najbardziej zapyziałego zakątka Paryża, co pozostawało jednak bez wpływu na cenę metra kwadratowego mieszkania – wyższą nawet niż na słonecznym, południowym wybrzeżu Francji. Swietłana poczuła się jak u siebie: obskurne budynki, obdrapane witryny sklepowe, brud i brzydota przypomniały miasto, z którego pochodziła. Bynajmniej nie była to dzielnica, do które turyści ciągnęliby tłumnie, aby kontemplować jej uroki. Znajdowali się obecnie na antypodach tego Paryża, którego piękne widoki zdobią licznie kupowane pocztówki. W takich jednak miejscach odkryć można to, co najbardziej wartościowe w człowieku – z dala od fasadowego uroku i zmanierowanego, mieszczańskiego szyku.

Gdy dotarli wreszcie do parku, udali się na wyspę Belvédère, aby zobaczyć świątynię Sybilli. Tego dnia zamontowano tam tyrolkę – zjazd nad jeziorem kończył się trzydzieści metrów niżej na stałym lądzie. Nastolatki mogły tutaj zakosztować silnych wrażeń, a następnie organizator zapraszał do odwiedzenia parku w regionie paryskim i zakosztowania innych podobnych atrakcji. Była to swego rodzaju próbka marketingowa prezentowana we współpracy z merostwem Paryża. Franck i Swietłana przyglądali się jak młodzi ludzie śmiało podejmują wyzwanie. Skok wymagał odwagi, ale prędkość zjazdu nie robiła już tak imponującego wrażenia. Końcówka była całkiem łagodna – pracownik obsługi pomagał wypiąć się z uprzęży. Franck zrobił w tym miejscu ponownie kilka zdjęć Swietłany w różnych ujęciach.

Podziwiając panoramę, zobaczyli wyraźnie jak długą trasę pokonali. Sacré-Coeur wydawało się stąd małe i odległe. Przy podawaniu sobie aparatu ich ciała zetknęły się nieśmiało. Nie mieli już tutaj nic do roboty, poza obserwowaniem młodych, uwiązanych do liny ludzi, którzy następnie rzucali się w przepaść, dlatego skierowali się w kierunku zejścia. Również to miejsce opanowali pasjonaci adrenaliny, którzy tym razem proponowali dzieciom, aby zakosztowały wspinaczki. Był to raczej zjazd na linie, który miał około osiem metrów. Oparci o balustradę, Franck i Swietłana znowu przyglądali się przez chwilę zmaganiom chętnych do wypróbowania tej atrakcji. Czas szybko im mijał na niekończącej się rozmowie.

Swietłana opowiadała mu o swojej rodzinie. Jej mama pochodziła z Ukrainy, a ojciec był rdzennym Rosjaninem. Powiedziała, że bardzo tęskni za siostrą, ponieważ zwierzają się sobie ze wszystkiego – są jak bliskie przyjaciółki. Swietłana mieszkała teraz w miejscu oddalonym o dwieście kilometrów od rodzinnego miasta, ale odwiedzała rodzinę w wakacje. Pozostałą część roku spędzała w akademiku położonym w samym centrum Irkucka, skąd miała tylko dziesięć minut do szkoły. Jednym z profesorów prowadzących zajęcia ze sztuki był młody, niespełna trzydziestoletni Francuz, który zdaniem Swietłany był czarujący. W innych okolicznościach nie miałaby nic przeciwko temu, aby wdać się z nim w bliższą zażyłość. Franck pomyślał, że tym stwierdzeniem Swietłana pragnęła nadać określony kierunek ich znajomości. Stwierdził, że musi wejść w rolę mężczyzny, który pożąda towarzyszącej mu kobiety. Ich ręce coraz częściej spotkały się.

Franck delikatnie położył dłoń na ręce Swietłany, która spoczywała na barierce tuż obok. Nie wykonała żadnego ruchu, który oznaczałby odrzucenie, co potwierdziło przeczucia Francka. Od tej chwili zrozumiał, że ich spotkanie będzie miało ciąg dalszy, a ta dziewczyna jest równie poruszona jak on sam. Wiedział, że nie może zawieść, gdy nadejdzie odpowiedni moment, aby pokonać pozostałe bariery.

Dość długo zabawili już w tym miejscu, postanowili zatem kontynuować spacer. Franck przytrzymał palcem wskazującym prawej ręki Swietłanę, która chciała zacząć wracać tą samą trasą. W przelocie złapał ją też palcem wskazującym lewej ręki, który zgrabnie zahaczył o jej palec. Chociaż jedno i drugie mogło łatwo wywinąć się z tego delikatnego uścisku, to dotyk był dla obojga przyjemnym uczuciem. Oboje mieli świadomość, że nie chodzi im o zachowanie dystansu, ale o łączność serc. Ściskając jej palce, Franck zaproponował przejście po moście w kierunku wodospadu. W odpowiedzi Swietłana szeroko otworzyła oczy, zbliżyła się do niego i powiedziała, że pragnie zobaczyć to miejsce. Franck lewą ręką złapał Swietłanę za rękę, a następnie wyciągnął prawą dłoń w jej kierunku. Ich palce połączyły się w uścisku. Z zaciśniętymi ustami pogrążyli się w wymownej ciszy, która bynajmniej im nie ciążyła. Franck przyjął z radością ten emanujący ciepłem kontakt. Delikatny dotyk dłoni kobiety, której się pragnie, wyzwala silne emocje. Ten drobny gest jest jak zaproszenie, aby kontynuować uwodzicielską grę. To właśnie ten moment, kiedy wiadomo już, że wydarzyło się coś istotnego, co zapowiada ciąg dalszy i pogłębienie ich relacji. Jak zawarcie paktu albo podpisanie umowy. Przed nawiązaniem takiego porozumienia dwie osoby są jak obce sobie cienie, które następnie łączy wspólnota dusz i nadzieja na narodziny miłości.

Gdy dotarli do wodospadu, Franck zaproponował Swietłanie ponownie, że zrobi kilka zdjęć. Wyraziła zgodę skinieniem głowy. Podbiegła jak mała dziewczynka z błyszczącymi oczami, żeby ustawić się przed obiektywem. Wróciła jeszcze w kierunku Francka, by zostawić plecak u jego stóp, a potem przyjęła stosowną pozę. Po zakończonej sesji zdjęciowej Franck zwrócił aparat właścicielce, która w zamian ponownie podała mu swoją rękę. Dwukrotnie jeszcze, w innych zakątkach parku podjęli tę niewinną i naiwną grę, która obudziła w nich pożądanie.

Zagłębiając się w odległe rejony parku z widokiem na przedmieścia Paryża, gdzie zachowało się nawet trochę drzew owocowych, napotkali całujące się pary. Uśmiechnęli się, nieco skrępowani sytuacją, wymieniając ze spuszczoną głową ukradkowe spojrzenia. W głębi duszy oboje pragnęli się znaleźć na miejscu tamtych, splecionych w uścisku kochanków. Spacer po tej okolicy sprzyjał zapomnieniu się, jednak Franck nie był jeszcze gotowy, a raczej czuł się zablokowany przez swą nieśmiałość. Nie chciał, aby ich pierwszy kontakt miał brutalny charakter, a miał nadzieję, że nastąpi w jak najbardziej naturalny sposób.

Zapadł wieczór i zaczynało się robić zimno. Szli piaszczystą ścieżką, a Franck zapytał Swietłanę, czy chciałaby zjeść z nim kolację. Zaskoczona tą nieoczekiwaną propozycją, Swietłana zawahała się, nie wiedząc jakiej udzielić odpowiedzi. „Czy jestem odpowiednio ubrana?”, „czego naprawdę chce ten mężczyzna?”. Nastąpiło krępujące milczenie. Ta niepewność zdziwiła Francka, który nabrał wątpliwości i zaczął się zastanawiać, czy słusznie postąpił. Czy nie za szybko chciał przejść do następnego etapu ich znajomości, ryzykując zburzenie misternie budowanej zażyłości? Spodziewał się, że z radością przystanie na jego propozycję. Co ją wstrzymywało? Przecież trzymali się za rękę przez całe popołudnie!

Nagle Swietłana zgodziła się.

– Dobrze – rzuciła zdawkowo.

Ta prosta wypowiedź zabrzmiała dość desperacko – jak radykalna decyzja, od której ma zależeć jej dalsze życie…

Franck poczuł ulgę, a jego twarz rozjaśnił uśmiech. Wyszli z parku i ruszyli chodnikiem, w dalszym ciągu trzymając się za ręce. Dotyk ich palców splecionych w uścisku zaczynał być coraz bardziej intensywny – proporcjonalnie do narastającej między nimi namiętności.

Po drodze zatrzymali się pierwszy raz, właściwie bez widocznej przyczyny, skoro i tak przez cały czas toczyli rozmowę. Było to instynktowne dążenie do tego, aby stanąć naprzeciwko siebie i spojrzeć sobie głęboko w oczy. Wzrok Franka łagodnie podążył niżej, oczarowany urokiem tej uwodzicielskiej Wenus, która również przyglądała mu się zachłannie. O tak – Swietłana pragnęła tego samego co Franck. Musiał teraz zdobyć się na odwagę, by dać jej świadectwo budzącego się pożądania.

Zdecydowanym ruchem Franck zbliżył swoją twarz w kierunku Swietłany pragnąc zakosztować słodyczy jej ust, które rysowały się w odległości dosłownie kilku centymetrów. Swietłana czując, że ta oczekiwana chwila zbliża się nieuchronnie, zagryzła odruchowo dolną wargę, a jej policzki pokryły się rumieńcem. Fizjologia czasem płata figle. Franck natychmiast zmienił kierunek, wpadając w panikę. Cofnął się, widząc zaintrygowane spojrzenie w błękitnych oczach Swietłany, która zastanawiała się, skąd ten nagły zwrot akcji. Franck odwrócił spojrzenie, powoli próbując pogodzić się z tym instynktownym zachowaniem, ujął dłoń dziewczyny, aby kontynuować marsz.

Franck zastanawiał się nad tym gwałtownym przygryzieniem wargi. Czy był to przejaw gwałtownego pożądania? Oznaczało to porażkę jego inicjatywy – rozmyślił się w ostatniej chwili, gdy tylko kilka centymetrów dzieliło go od jej ust, które zlekceważyły jego usiłowania, a których tak mocno pragnął. Była to doskonała okazja, na jaką liczył od czasu, gdy udało mu się złapać ją za rękę. Przegapił przełomowy moment ich relacji, jakby uchylone drzwi zatrzasnęły się przed nim. Pocałunek to przełomowy akt, który jest jak wyzwolenie, a zarazem zaproszenie do dalszego ciągu miłosnej historii. Dlaczego ten pierwszy pocałunek musi być tak trudny? Dlaczego wywołuje tyle obaw, chociaż każdy jest w stanie rozpoznać ten moment, gdy osoba, przed którą stoimy nie pragnie niczego innego, jak właśnie takiego zbliżenia? Tak jak mężczyzna dostrzega ten moment, gdy usta partnerki są gotowe na wspólne doznania, podobnie może stwierdzić, kiedy jej ciało pragnie, aby wziął ją w ramiona.

Przyglądając się jej pełnym ustom – błyszczącym, doskonale nawilżonym stwierdził, że musi ich zakosztować jeszcze tego wieczora. Żaden mężczyzna nie mógłby się im oprzeć. Franck poczuł rosnące pożądanie i stwierdził, że nie może pozwolić, aby odeszła dziś od niego tak wolna, jak przyszła, chociaż miał świadomość związanego z tym ryzyka – ryzyka, że więcej jej nie zobaczy. Czuł, że to spotkanie musi zostać przypieczętowane w niezapomniany sposób.

Ruszyli w kierunku restauracji, która przypadkowo zamajaczyła przed nimi. Franck czuł się kompletnie zagubiony – byli teraz w dzielnicy, która była mu zupełnie nieznana, prowadził więc swoją towarzyszkę właściwie po omacku.

Wtedy to zatrzymali się ponownie, z tym samym zamiarem. Przyglądali się sobie uważnie. Pożądanie rosło. Pożerali się wzajemnie wzrokiem. Żadne z nich nie ośmieliło się jednak pokonać tej niewidocznej bariery między nimi. Od nawiązania więzi uczuciowej dzieliło ich zaledwie kilka centymetrów. To takie frustrujące! Miał pełną świadomość, że Swietłana w żadnym razie nie zrobi pierwszego kroku. Wiedział, że to on musi podjąć inicjatywę, musi jej udowodnić, że potrafi się zebrać na odwagę i złożyć na jej ustach pocałunek świadczący o tym, jak bardzo jej pragnie. Pocałunek będący wyrazem naturalnego magnetyzmu między dwoma osobami, które podobają się sobie i w nieodparty sposób są dla siebie wzajemnie pociągające.

Franck zawahał się, podobnie jak przy pierwszej próbie. Ruszyli w dalszą drogę… Co się dzieje? Wyczuwał, że Swietłana czeka tylko, aż Franck zbierze się na odwagę. Gdzie się podziała jego męska stanowczość? Przepuścił już dwie okazje. Przy trzeciej musi wreszcie podjąć ten wysiłek. W przeciwnym razie może się pożegnać z piękną Swietłaną, bo nie będzie już chciała więcej słyszeć o tym nieudaczniku.

Wszystko go pociągało w tej dziewczynie: jej twarz, zachowanie, osobowość. W jej towarzystwie czuł spokój i pewność siebie. Co wywoływało zatem ten lęk? Franck zdecydował wreszcie, że do pocałunku musi dojść w ostatniej chwili, aby oszczędzić mu mizernych usiłowań, które ostatecznie spełzały na niczym. Po kolacji, kiedy będzie miał też okazję napić się czegoś mocniejszego, na pewno poczuje się bardziej śmiały.

Po dłuższych poszukiwaniach trafili wreszcie na restaurację hinduską. Z wystawionego przed lokalem menu wynikało, że oferuje on korzystne ceny, doskonałe na kieszeń Francka. Swietłana nie wydawała się jednak zachwycona pomysłem zjedzenia kolacji w tym miejscu. Uznała, że ta knajpka nie jest w najmniejszym stopniu romantyczna. Ruszyli więc w dalszą drogę, aż dotarli do dużo bardziej ruchliwego miejsca. Stanęli na placu otoczonym kafejkami i restauracjami. Okazało się, że pierwsza z nich, przed którą stanęli, jest już zamykana na noc – jak oświadczyła im zatroskana właścicielka. Przeszli zatem na drugą stronę, w kierunku najbliższej knajpki. Z zewnątrz nie wyglądała zbyt zachęcająco, ale wnętrze okazało się całkiem szykowne. Może nawet za bardzo… Franck zorientował się w lot, że zapłaci tutaj słony rachunek. Ale co tam! Uznał, że warto się szarpnąć dla towarzyszącej mu kobiety. Nie zamierzał się na nią rzucić po jednym wieczorze. O nie! Snuł już w głowie pełen plan podboju, ponieważ jasno stwierdził, że zamierza się z nią poważnie związać.

399
458,68 ₽
Возрастное ограничение:
0+
Дата выхода на Литрес:
17 января 2019
Объем:
280 стр. 1 иллюстрация
ISBN:
9788873049173
Переводчик:
Правообладатель:
Tektime S.r.l.s.
Формат скачивания:
epub, fb2, fb3, html, ios.epub, mobi, pdf, txt, zip

С этой книгой читают

Новинка
Черновик
4,9
160