VII.
BAKCZYSARAJ W NOCY
Rozchodzą się z dżamidów pobożni mieszkańce,
Odgłos izanu w cichym gubi się wieczorze,
Zawstydziło się licem rubinowym zorze,
Srébrny król nocy dąży spocząć przy kochance.
Błyszczą w haremie niebios wieczne gwiazd kagańce,
Śród nich po safirowym żegluje przestworze
Jeden obłok, jak senny łabędź na jeziorze,
Pierś ma białą a złotem malowane krańce.
Tu cień pada z menaru i wierzchu cyprysa,
Dalej czernią się kołem olbrzymy granitu,
Jak szatany siedzące w dywanie Eblisa
Pod namiotem ciemności; niekiedy z ich szczytu
Budzi się błyskawica i pędem Farisa
Przelatuje milczące pustynie błękitu.
VIII.
GRÓB POTOCKIÉJ.
W kraju wiosny pomiędzy rozkosznemi sady
Uwiędłaś młoda różo! bo przeszłości chwile,
Ulatując od ciebie jak złote motyle,
Rzuciły w głębi serca pamiątek owady.
Tam na północ ku Polsce świécą gwiazd gromady,
Dlaczegoż na téj drodze błyszczy się ich tyle?
Czy wzrok twój ognia pełen nim zgasnął w mogile,
Tam wiecznie lecąc jasne powypalał ślady?
Polko, i ja dni skończę w samotnéj żałobie;
Tu niech mi garstkę ziemi dłoń przyjazna rzuci.
Podróżni często przy twym rozmawiają grobie,
I mnie wtenczas dźwięk mowy rodzinnéj ocuci;
I wieszcz samotną piosnkę dumając o tobie,
Ujrzy bliską mogiłę, i dla mnie zanuci.
IX.
MOGIŁY HAREMU.
Mirza do Pielgrzyma.
Tu z winnicy miłości niedojrzałe grona
Wzięto na stół Allaha; tu perełki Wschodu,
Z morza uciech i szczęścia, porwała za młodu
Truna koncha wieczności do mrocznego łona.
Skryła je niepamięci i czasu zasłona,
Nad niemi turban zimny błyszczy śród ogrodu,
Jak buńczuk wojska cieniów, i ledwie u spodu
Zostały dłonią Gaura wyryte imiona.
O wy róże edeńskie! u czystości stoku
Odkwitnęły dni wasze pod wstydu liściami,
Na wieki zatajone niewiernemu oku.
Teraz grób wasz spójrzenie cudzoziemca plami,
Pozwalam mu—darujesz o wielki Proroku!
On jeden z czudzoziemców poglądał ze łzami.
X.
BAJDARY.
Wypuszczam na wiatr konia i nie szczędzę razów:
Lasy, doliny, głazy, w kolei, w natłoku
U nóg mych płyną, giną jak fale potoku;
Chcę odurzyć się, upić tym wirem obrazów.
A gdy śpieniony rumak nie słucha rozkazów,
Gdy świat kolory traci pod całunem mroku,
Jak w rozbitém zwierciedle, tak w mém spiekłém oku,
Snują się mary lasów i dolin i głazów.
Ziemia śpi, mnie snu niema, skaczę w morskie łona,
Czarny wydęty bałwan z hukiem na brzeg dąży,
Schylam ku niemu czoło, wyciagam ramiona,
Pęka nad głową fala, chaos mię okrąży,
Czekam aż myśl jak łódka wirami kręcona,
Zbłąka się i na chwilę w niepamięć pogrąży.
XI.
AŁUSZTA W DZIEŃ
Już góra z piersi mgliste otrząsa chylaty,
Rannym szumi namazem niwa złotokłosa,
Kłania się las i sypie z majowego włosa,
Jak z różańca kalifów, rubin i granaty.
Łąka w kwiatach, nad łąką latające kwiaty
Motyle różnofarbne, niby tęczy kosa,
Baldakimem z brylantów okryły niebiosa;
Daléj sarańcza ciągnie swój całun skrzydlaty.
A kędy w wodach skała przegląda się łysa,
Wre morze i odparte z nowym szumem pędzi;
W jego szumach gra światło jak w oczach tygrysa,
Sroższą zwiastując burzę dla ziemskiéj krawędzi;
A na głębini fala lekko się kołysa,
I kąpią się w niéj floty i stada łabędzi.
XII.
AŁUSZTA W NOCY
Rzeźwią się wiatry, dzienna wolnieje posucha,
Na barki Czatyrdahu spada lampa światów,
Rozbija się, rozlewa strumienie szkarłatów,
I gaśnie. Błędny pielgrzym ogląda się, słucha:
Już góry poczerniały, w dolinach noc głucha,
Źródła szemrzą jak przez sen na łożu z bławatów,
Powietrze tchnące wonią, tą muzyką kwiatów,
Mówi do serca głosem tajemnym dla ucha.
Usypiam pod skrzydłami ciszy i ciemnoty;
Wtém budzą mię rażące meteoru błyski,
Niebo, ziemię i góry oblał potop złoty!
Nocy wschodnia! ty nakształt wschodniéj odaliski,
Pieszczotami usypiasz, a kiedym snu bliski,
Ty iskrą oka znowu budzisz do pieszczoty.
XIII.
CZATYRDAH
MIRZA.
Drżąc muślemin całuje stopy twéj opoki,
Maszcie Krymskiego statku, wieki Czatyrdachu!
O minarecie świata! o gór padyszachu!
Ty nad skały poziomu uciekłszy w obłoki,
Siedzisz sobie pod bramą niebios, jak wysoki
Gabryel pilnujący edeńskiego gmachu.
Ciemny las twoim płaszczem, a janczary strachu
Twój turban z chmur haftują błyskawic potoki.
Nam czy slońce dopieka, czyli mgła ocienia,
Czy sarańcza plon zetnie, czy gaur pali domy;
Czatyrdachu, ty zawsze głuchy, nieruchomy,
Między światem i niebem jak drogman stworzenia,
Podesławszy pod nogi ziemie, ludzi, gromy,
Słuchasz tylko, co mówi Bóg do przyrodzenia.